Mogę być każda!
I lat mieć mogę ile zechcę.
Znowu z litości – złości
Odrywam głowę cherlawej lalce
I przed ślamazarnym płaczem siostry
Umykam.
Na gałęzi – znowu –
Nasycona wiśniami aż do oskomy
Gorzkie krople żywicy zjadam
Na osłodę.
Z warkoczykiem sterczącym – jak kiedyś –
Do szkoły biegnę na promieniu słońca
W poszumie alejki lipowej.
Przez opary młodości – jak niegdyś –
Przedzieram się na oślep
Sińce i guzy zbierając.
Los ciężki – jak plecak pod górę
Przez chwilę dźwigam –
Jak przez długie lata.
Teraz i zawsze –
Nad Stawem Zielonym pochylona
Widzę jak srebro włosów
Zmienia się w złotą koronę.