O tym nie napiszę bowiem cechy charakteru nie predestynują mnie na to stanowisko. Jestem zbyt prawdomówna, aby wejść w rolę dyplomaty. Dyplomacja jest dla mnie od zawsze synonimem zakłamania.
Zbyt nerwowa i wrażliwa, aby brnąć w bagno polityki.
Zbyt jednoznaczna, aby mieć wewnętrzną zgodę na sprzeczności i otaczającą trudną rzeczywistość kształtowaną bądź to ze złej woli, bądź z nieumiejętności czy wręcz z głupoty.
Nie potrafiłabym znieść ludzkiej nienawiści i napiętnowania ich krzywdą.
Poza tym hedoniści nie zostają politykami.
Szkoda, że część polityków nienadających się na swoje stanowiska, z różnych względów, nie podejmuje decyzji o niekandydowaniu i tym samym oszczędzeniu sobie wstydu i upokorzeń.
Wynika z tego, że chęć zaistnienia jest silniejsza od zdrowego rozsądku.