„Królik po berlińsku” – rewelacja – dokument o życiu królików w bardzo specyficznych warunkach, a ile płaszczyzn, metafor, powodów do refleksji…
Czy królik uwolniony od naturalnej potrzeby zdobywania pożywienia, poszukiwania bezpieczeństwa, mający na wyciągnięcie łapki to, o co wcześniej musiał walczyć; jest istotą doskonale szczęśliwą? To, co było treścią jego życia, zostało mu odebrane. Królik nie musi walczyć, poszukiwać, dążyć do czegokolwiek. Stracił swoją króliczą naturę, coś, w czym ciągle musiał się realizować . Teraz już nic nie musi, ma być nieustannie szczęśliwy i spełniony. I oto mamy królika zgnuśniałego, bez celu, leniwego, czyli królika nie króliczego.
Metafora bardzo czytelna. Kiedy już wszystko, o czym marzyliśmy się spełniło, zazwyczaj zresztą na skutek zbiegu takich czy innych okoliczności, nasze życie staje się gnuśne i nudne. Możemy przez jakiś czas delektować się nieograniczonym dostępem do dóbr materialnych, „fajnie sobie pożyć”, ale czy konsumowanie wszelkich dóbr, przede wszystkim duchowych, bez jakiegokolwiek wysiłku długo będzie nam to dostarczało satysfakcji? Aż do osiągnięcia pełni życiowego spełnienia? Czy ono w ogóle istnieje? I tak jak królik stał się nie króliczy, człowiek może stać się nieczłowieczy. W tym kontekście zupełnie przypadkiem nasuwa się inne wykorzystanie pojęcia królika, a raczej króliczka jako symbolu . Nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go….
Zresztą wszystko się kiedyś kończy i królik traci swoje dotychczasowe wygodne życie i znów staje się królikiem o króliczej naturze, musi uczyć się tego, co dla jego przodków było absolutnie oczywiste.
A ludzie pierwotnie zniewoleni, a następnie zachłystujący się odzyskaną wolnością?
Entuzjazm, euforia i co dalej począć z tą zdobyczą? Po latach zniewolenia mozolnie uczymy się cieszyć tym największym dobrem, ale skażeni „króliczą” gnuśnością, próbujemy rozwijać skrzydła. Nie potrafimy jednak miarowo i równo nimi trzepotać nawet przy sprzyjającym wietrze. Zresztą czy on jest sprzyjający dla wszystkich jednakowo? Poza tym gdzieś tam po drodze te skrzydła uległy zniekształceniu, pogubiły cenne pióra i nieraz z zazdrością patrzymy na zdrowe, pięknie rozwinięte skrzydła młodszego pokolenia. Ale czy oni szybują we właściwym kierunku? Czy po drodze nie gubią piór o strategicznym znaczeniu? Zresztą nigdy nie wiadomo czy obrany kierunek jest tym najwłaściwszym. I chyba dobrze, o to przecież chodzi. A na naszych ułomnych skrzydłach też jeszcze dolecimy w niejedno ciekawe miejsce.