Najbardziej „świeże”, a więc sprzed „zaledwie” 53 lat, to pierwsze dni w szkole. Rzeczywistość nie zawiodła moich oczekiwań. Chodzenie do szkoły było ogromnie nobilitujące.
A przedtem wśród wydarzeń, które ocalały w pamięci, zabawy z rówieśnikami, pierwsze kontakty z lekturą, ulubione zabawki, wydarzenia rodzinne i własny wizerunek kilkuletniego dziecka.
Widzę się w czerwonej, aksamitnej sukience, misterne hafty podkreślały jej odświętny charakter.
Wśród ulubionych książek „Kamizelka jeża” Ireny Tuwim.
Wymarzona i długo oczekiwana zabawka znaleziona pod choinką. Skąd „dzieciątko” wiedziało, że tak bardzo chciałam dostać mebelki dla lalek? Czy staremu, wysłużonemu pluszowemu misiowi wyrzuconemu na śmietnik na pewno nie dzieje się krzywda? Czy zabawki na pewno nie odczuwają zimna, głodu, samotności?
Bardzo dorosła poczułam się, kiedy miałam 5 lat i urodziła się moja kuzynka Basia. Nie byłam już najmłodsza w rodzinie.
Kiedyś poprosiłam wujka o przejażdżkę na motorze. Na mokrej, śliskiej, wiejskiej drodze motor się przewrócił. Mnie się nic nie stało, wujek złamał obojczyk. Przez wiele lat miałam ogromne poczucie winy.
Do podwórkowej piaskownicy przywieziono świeży piasek. Wszystkie dzieci chciały natychmiast nacieszyć się nim, więc zrobiło się bardzo ciasno. Bitwy i kłótnie o każdy centymetr terytorium zdominowały zabawę.
Ulubiony podwórkowy przysmak – oranżada w proszku. Zawartość saszetki należało rozpuścić w szklance wody, ale najlepiej smakowała, kiedy maczało się wilgotny palec w saszetce i oblizywało aż do wyczerpania zawartości.