Szedł hycel drogą przez las i na smyczach prowadził siedem psów różnej rasy. Doznawał sadystycznej radości, bo wkrótce zanurzy swój hyclowski nóż w…!
Nagle potknął się o wystający konar i sadystyczna radość stanęła mu ością w gardle,
- Na psa urok. Zgiń, przepadnij ościo przeklęta.
- Hau, hau, hau – psy szczekały ostrzegawczo.
- O, bestie- hycel wytężył siły i skrócił długość smyczy. – Ja wam pokażę, kto tu rządzi.
- Rządzi, rządzi, rządzi – hyclowi wydawało się, że psy oszczekują jego myśli i przesyłają sobie sygnały.
Ale dalej szli: hycel i psy.
Aż nagle las zaśpiewał: „U prząśniczki siedzą jak anioł dzieweczki
przędą sobie przędą jedwabne niteczki
kręć się, kręć wrzecio…”
Psy gwałtownie szarpnęły smyczą i pędem puściły się ku niespodziewanie odzyskanej wolności. A hycel – przerażony – zemdlał. Obudził się w kaftanie bezpieczeństwa na okratowanym łóżku.
- Czy to jawa czy sen? – zaszemrało mu w głowie.
- Sen, sen, sen, jawa, sen, jawa, sen – szczekało mu w mózgu.
- Nie każdemu hyclowi Burek, nie Burak – wrzasnął ni w pięć ni w dziewięć.
- A pies mu mordę lizał – zdenerwował się narrator. Ale drodzy czytelnicy, nie wieszajcie na nim psów. Na hyclu oczywiście. Hycel jak hycel. Z jakiegoś powodu jest hyclem. 50% to geny – ojciec hycel, matka hyclowa i 50% środowisko hyclowskie.
A pies z nim tańcował.
Ale to jeszcze nie koniec.
Hycel zaskoczył wszystkich. Napisał opowiadanie „O hyclu, co psom szył buty”.