Ćwiczenie

Trójkąt

Nie było go w domu już ponad miesiąc.

Ewa powoli traciła nadzieje, że uda się go odszukać. Wszyscy dokoła sądzili, że jej rozpacz sięgnęła już dna, a jednak z każdą chwilą było coraz gorzej i gorzej.

Zawiodły wszystkie nadzieje.

Pierwszego dnia Ewa, jak każdy uczciwy obywatel, zgłosiła zaginięcie na policję.

Dziesiątki policjantów wyposażonych w najnowsze wynalazki przeszukiwało okolice. Nurkowie niestrudzenie penetrowali dno pobliskiego jeziora. Na brzegu piętrzyły się stosy wydobytych z topieli przedmiotów. Burmistrz miasta szukał odpowiedniego lokalu na otwarcie jedynego w świecie muzeum – „Skarby z naszego jeziora”. Złomiarze zacierali ręce i pośpiesznie wywozili zardzewiałe pralki, lodówki i wszystko inne, co tylko dało się spieniężyć.

Ale jego wśród tych skarbów nie było.

Sprowadzono specjalistów z wyszkolonymi psami. Każdy z tych psów to tropiciel z certyfikatem, potrafiący wywęszyć parówkę zamkniętą w słoiku z odległości kilometra.

I nic.

Żaden nie trafił na ślad.

Ewa porozwieszała ogłoszenia na każdym słupie, na każdym drzewie.

W radiu i w telewizji co godzinę nadawano komunikat o zaginięciu, a w TVN całą dobę czerwonymi literami podawano rosnącą wciąż kwotę nagrody.

I nic.

Zawiodły wszelkie konwencjonalne środki poszukiwań.

W końcu Ewa zdecydowała się na ostateczność. Poszła do słynnej wróżki Cecylii.

Słynna Cecylia zaciągnęła się podejrzanie pachnącym skrętem. Potrząsnęła dzwoneczkami wplecionymi w czarne, długie, skołtunione włosy. Wyjęła z wersalki magiczną, szklaną kulę. Wymamrotała zawiłe zaklęcia w nikomu nie znanym języku i ścisnęła kulę wypielęgnowanymi dłońmi tak mocno, że posypały się iskry z pomalowanych na czarno tipsów. Popatrzyła przenikliwym i ochrypłym głosem zaskrzeczała hycel – dziergać – łóżko po czym zapadła w długi narkotyczny sen.

Matko ty moja! Jak ja to mam pożenić? Tego hycla z dzierganiem i z łóżkiem?

Czy hycel dzierga w łóżku? Czy może ktoś w łóżku wydziergał hycla. A może odwrotnie, to łóżko dzierga na hyclu?

Ewa kombinowała w każdą stronę i nie mogła znaleźć klucza do zagadki.

Zgnębiona powlokła się do domu. Stała właśnie pośrodku trzech krzyżujących się ulic, gdy nagle jak piorun z jasnego nieba spłynęło na nią olśnienie. Na narożnych kamienicach przymocowane były trzy ogromne, kolorowe szyldy.

ŁÓŻKA – komfort spania

DZIERGANIE – niciane koronki

HYCEL – szybko, sprawnie, bezboleśnie, anonimowo.

Trójkąt. Jej tajemniczy trójkąt!

Tylko gdzie? Tylko jak? Gdzie jest magiczny portal do przechodzenia w inny wymiar?

Ewa niczym myśliwski pies obejrzała, obwąchała, obstukała każdy kamień i każdą cegłę.

Przecież gdzieś to, do licha, musi tu być. Ze złości kopnęła w rynnę.

Zaszumiała, zagwizdało, zabulgotało i z rynny wychylił się - Portal.

Był niewielki. Tak na oko ze trzy centymetry wzrostu. Błękitne oczka, uroczo wywinięte rzęsy, dołeczki w policzkach i długie jasne, splecione w warkoczyki włosy.

Witaj piękna. Dygnął wdzięcznie i wyciągnął śliczną łapkę w stronę Ewy. Czy masz ochotę na wycieczkę ze mną? Pokaże ci inny wymiar. Chodź maleńka, nie ociągaj się. Ze mną znajdziesz to, co zgubiłaś i czego z innym nie znajdziesz.

Prześliczny Portal kusił i wabił, mrużył oczy, trzepotał rzęsami, przymilał się i zachęcał. Ale Ewa, zatwardziała realistka, nie dała się na to nabrać.

Ty mała, podstępna gadzino! Ty wrzodzie jeden! Nigdzie z tobą nie pójdę! Oddaj mi to co zabrałeś! Mam gdzieś twoje inne wymiary!

Schyliła się i dwoma palcami złapała Portala za nos.

Oddawaj! Mówię ci! Oddawaj! Natychmiast oddaj! Bo ukręcę ci nos!

No dobra, dobra - wysapał Portal, który pewny swojego zniewalającego uroku, nie spodziewał się tak brutalnej napaści.

W porząsiu, już ci oddaję co twoje.

Obrażony schylił się i pogmerał w innych wymiarach. Po chwili wyciągnął mało używane, wymięte, zaniedbane, szare bezkształtne coś.

Masz. Jest twój. Ale zacznij go w końcu używać zgodnie z przeznaczeniem, bo wrócę, zabiorę i nigdy nie oddam – postraszył, potarł łapką obolały nos i zniknął.

Uszczęśliwiona Ewa chwyciła go w ramiona i pognała do domu.

Położyła na kanapie. Długo tuliła i całowała.

Mój kochany, mój jedyny. Tak bardzo za tobą tęskniłam. Już nigdy, przenigdy nie rozstanę się z tobą – szeptała w brudne uszko. Potem delikatnie umyła, czesała, leciutko rozprostowała, a wtedy on sennie wyciągnął do niej delikatne rączyny i wtulił się w nią jak mały kociak.

Tak to naprawdę był on.

Jej jedyny, jej ukochany jej wytęskniony - ROZUM.