Niusia od paru dni była podekscytowana perspektywą wyjazdu na wycieczkę klasową w góry. Najbardziej podniecała ją to, że przekroczą granicę i będą zwiedzać jaskinie w Czechach. Myślała o upominkach, które tam kupi i kogo nimi obdaruje. Przepytywała podchwytliwie rodzinkę co jest takiego po tamtej stronie, czego nie ma tu.
Dzień wycieczki do Czech na pewno na długo zapadnie w jej pamięci. Jaskinia z wielometrowymi soplami, które setki lat czekały tu na nią, była oczywistością. Ale ekscytujące było dla niej przejście przez nowoczesny pawilon handlowy z kasami biletowymi i sklepikami sprzedającymi kawałki skał i stalaktytów. To wszystko wyeksponowane umiejętnie na ladach w promieniach jarzeniowych lamp i uśmiechach sprzedawców. Jakże zwyczajnie prezentowało się wejście do jaskini ukryte za najzwyklejszymi drzwiami w ścianie. Jedynym zaskoczeniem była rzeka płynąca leniwie jej dnem. To nią przesuwali się z cichym pluskiem, usadowieni w łódkach wzdłuż ścian, po nawisem ogromnych skał. Siedzieli w nabożnym skupieniu obserwując światła lamp połyskujące na powierzchni wody. Nagle skała urywała się, jaskinia otwierała na przestrzeń, a oni znaleźli się na powierzchni. Wiatr owiewał ich twarze, odetchnęli z ulgą. Czekała tu na nich niespodzianka. Podróż kolejką linową na szczyt góry, która w promieniach słońca wypiętrzała się na wprost przystani. Niusia zajęła miejsce w wagoniku i z niecierpliwością oczekiwała momentu, kiedy zaskrzypi na szynach gwałtownie hamując na górze. Wszyscy wtedy wybiegli rozglądając się wokół. Tu również stały sklepiki i kramy z cudownymi i zupełnie niepotrzebnymi przedmiotami wabiącymi kolorami i wydawanymi dźwiękami. Niusia oczarowana nabrała głęboki oddech i ruszyła ku nim. Słońce zza chmury patrzyło naburmuszone na tę dziecięcą bieganinę. „Stwarzam im ten cudowny świat, a oni za czym gonią?” - złośliwie uśmiechnięte wypuściło zaczarowane promienie i to jeden z nich ugodził Niusię. Poczuła najpierw ciepło rozpływające się w jej ciele, a potem lodową niemoc.
Stała nieruchomo na ladzie wśród innych szklanych figurek, dziewczynka w stroju do konnej jazdy ze szpicrutą. Była na samym brzegu, wśród zwierząt z zoo, usiłowała cokolwiek zobaczyć, na nic. Przypuszczała jednak, że wokół rozciągają się góry porosłe lasami, może niżej na łąkach pasą się owce, a w dolinkach stoją niewielkie domy z czerwoną dachówką. Ale nie widziała nic, wszystko zasłaniała głowa żyrafy. Teraz, kiedy dla jej maleńkiej postaci czas biegł bardzo powoli, znudzona, próbowała przypomnieć sobie przeprawę podziemną rzeką, zapach wody, słonce na jej powierzchni kiedy wychynęli z czeluści góry. Na nic, nie znajdowała w głowie żadnych obrazów. Wtedy usłyszała głos małej dziewczynki.
- Chcę tą! Wygląda, jakby przed chwilą zeskoczyła z konia!
- Żadnych bzdurek - mama Lenki kierowała się w życiu zasadami i była nieubłagana. Tupot nóżek najpierw oddalił się, a po chwili wrócił. Czyjeś zachłanne łapki chwyciły mocno figurkę dżokejki i przytuliły do buzi. Malutka łza spłynęła z policzku na szklaną postać i wtedy przed Lenką stanęła Niusia. Trzymała palec na ustach.
- Nie boisz się prawda? - spytała.
- To są po prostu czary, nie mów o tym nikomu – pomachała jej ręką na pożegnanie. Pobiegła szybko do grupki dzieci otaczających wychowawczynię, nerwowo rozglądającą się na wszystkie strony i bezradnie machającą rękami.
- Już jestem, proszę pani.