W snach wszystko jest irracjonalne, przerysowane, choć czy irracjonalne, skoro czasem wieszczy wydarzenia rzeczywiste? Nie ma na to wytłumaczenia na naszym poziomie pojmowania lub w wymiarze, w jakim żyjemy. Mózg ludzki nie zdołał dotąd zgłębić tajemnicy właściwej interpretacji i rozumienia. Wszelkie senniki przypominają mi jedynie zabawę hochsztaplera ludzką naiwnością.
Przyśnił mi się sen. Sen - mara. Na dworze panuje już noc, a ja stoję na balkonie swojego parterowego śląskiego mieszkania, odwrócona twarzą w kierunku pokoju i rozwieszam pranie. Nagle, odruchem świadomości czuję, że ciemność za moimi plecami zaczyna gęstnieć i krystalizować się. Odwracam głowę i widzę stojącą, dokładnie prostopadle za mną, na trawniku, męską postać w czarnym płaszczu, czarnym kapeluszu, w czarnych spodniach i butach, która zamiast twarzy ma czarną plamę. Mam całkowitą jasność umysłu i przeświadczenie, że to jest okultyzm. Jestem przerażona, z nogami wrośniętymi w podłogę. Nie mogę się ruszyć, ani w żaden inny sposób przepędzić upiora. Boję się, że zaraz dosięgnie mnie i wchłonie coraz bardziej gęstniejąca czerń. Czuję się całkowicie bezsilna wobec tego zjawiska.
Kiedy nad ranem dzwoni telefon, wyrywając mnie z głębokiego snu, instynktownie wiem, iż to nie będzie dobra wiadomość. Dzwoni mama z informacją, że tata miał udar mózgu i w ciężkim stanie leży w szpitalu.
Do obecnej chwili nie rozumiem, czy ciężko chory tata z gasnącą świadomością chciał mi dać znać, że coś złego dzieje się z nim?
Na szczęście wyzdrowiał i żył jeszcze kilka lat. Rzecz miała miejsce kilkanaście lat temu. Wryła się w moją świadomość tak silnie, że do dziś jestem w stanie przywołać tamten obraz ze szczegółami i dostaję gęsiej skórki na jego wspomnienie.