Dodaj komentarz

Świat zwyczajny lat siedemdziesiątych

Świat zwyczajny lat siedemdziesiątych

Wiosenne słońce zalało świat i bananowe spódnice. Chodziły  roztańczone  po brukowanych ulicach przeglądając się w wystawowych oknach – czerń i biel, żółć i granat, czerwień i fiolet.  Radosne fruwały nad Rynkiem płosząc  taplające się w wodzie gołębie. Przysiadały na chwilę na Plantach, by poplotkować przy fontannie, a za moment  falowały w  sadzawce, zadziwiając pływające dostojnie łabędzie. Świergotowi ptaków buszujących  w koronkach  młodych liści towarzyszyły rzewne tony skrzypiec ulicznego grajka. Muśnięty tęczą zagrał jeszcze tęskniej za grosik.

Robiło się coraz cieplej. Na ulice wyjechały wózki z wodą sodową.  Płóciennymi parasolkami osłaniały od słońca kobiety, które dla nich pracowały. Kolorowe soki - żółty, czerwony, malinowy, cytrynowy - migotały w słońcu, kusząc wirujące pszczoły. Saturatory pracowały pełną parą. Pszszszsz… szklanka umyta, chociaż czasem pozostawały ślady szminki. Ciur-ciur-ciur… nalewała się upragniona sodowa. Spragniona kolejka z wdzięcznością przyjmowała hojność saturatora.

Zawiał wiatr podrywając papierki z bambino z pobliskiego kosza, które wylądowały niefortunnie na zielonym trabancie szykującym się właśnie do drogi. Parsknął z irytacją, zaterkotał i ruszył dumnie w drogę, zrzucając biedne osłonki lodowych pyszności.

Tymczasem bary mleczne otwierały już swoje ramiona na przyjęcie obiadowych gości. Obiecująco dźwięczały gary w kuchni wydające ze swego wnętrza  pomidorową, ogórkową, żurek. Parskał tłuszcz na patelniach: placki ziemniaczane, naleśniki, sznycle. Chochla szczodrze nalewała do szklanek różowy kompot. Noże w kubkach na ladzie kręciły się niespokojnie. Czy ktoś zechce je za kaucją? Przykryte kolorowymi ceratami stoliki zapraszały do siebie, powiewając papierowymi serwetkami.

Radośnie dzwoniły tramwaje, ciesząc się z towarzystwa ludzi wracających z pracy. Motorniczy dziarsko kręcili korbami, które z pokornym grzechotom poddawały się ich dłoniom. Oblężone balkoniki na pomostach pozwalały delektować się świeżym powietrzem i podmuchami wiatru.

O zmierzchu park zachęcał do przechadzki. Gałęzie drzew pozwoliły ptakom na ostatnie wieczorne trele. Pachniały jaśminy, zazdrosna czeremcha roztaczała swoją słodką woń. Lekka mgiełka otulająca zieleń i spadające krople rosy zwiastowały odpoczynek. I wtedy zza wysokich kasztanów rozległo się „Nie zadzieraj nosa”, a za chwilę znad stawu  „Dziwny jest ten…”. W głębi migotała Wolność.

Plain text

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.
8 + 0 =
W celu utrudnienia rozsyłania spamu przez automaty, proszę rozwiązać proste zadanie matematyczne. Dla przykładu: 2+1 daje 3.