Szkic do portretu Ludki
W ostatnich latach ważną postacią dla mnie stała się Ludka. Przypadkowa znajomość okazała się spotkaniem osób o podobnych życiowych doświadczeniach, zainteresowaniach i podobnej wrażliwości. Często razem chodzimy do muzeów, kina, wymieniamy przeczytane książki. Byłyśmy razem na kilku wycieczkach. Ludka jest historykiem sztuki i pasjami maluje, więc wiele korzystam z jej uwag w czasie oglądania wystaw i zwiedzania zabytków.
Ale jak sportretować Ludkę? Z wyglądu to nawet nie takie trudne. Nie przywiązuje specjalnej uwagi do elegancji w ubiorach, ale zawsze ma jakiś oryginalny dodatek - a to naszyjnik, korale lub broszę i wygląda niebanalnie. Jest niewysoka, niezbyt szczupła, ale i niepuszysta, ma okrągłą, emanującą szczerością twarz, otoczoną gęstymi popielato-blond włosami. W niebiesko-szarych oczach, z życzliwością patrzących na ludzi, czasem pojawiają się błyski pobłażliwej ironii. Ale do siebie też w różnych sytuacjach przejawia autoironiczny dystans.
Osobowość Ludki uwidacznia urządzenie jej domu. Proste jasne meble, lniane pastelowe narzuty na fotelach i kanapie, na ścianach namalowane przez nią obrazy - głównie pejzaże oraz widoki ukochanego Lwowa i Krakowa. Sporo też wysmakowanych, zrobionych przez nią fotografii. A nad tapczanem w sypialni namalowane na ścianie drzewo. Kołysze do spokojnego snu.
O charakterze Ludki pewnie kiedyś napisze jej ukochana wnuczka Zuzka. Na razie jest szczęśliwa, że z babcią może rysować, bawić się jak z rówieśnicą i powierzać swoje tajemnice skrywane nawet („Prawda, że im nie powiesz?”) przed rodzicami.
Wiele o Ludce mogłyby powiedzieć, gdyby przemówiły ludzkim głosem, zwierzęta. Może zresztą kiedyś przemówią. Sonia - wiekowa już psia dama - wzięta ze schroniska, z miłością chodząca krok w krok za swoją panią i uprzejmie witająca gości, Feluś - szczęściarz, bo jako szczeniak na oczach Ludki wyrzucony na drogę z „wypasionego” auta, wyjątkowo admiruje swoją opiekunkę. Początkowo warczał, gdy podchodziłam do niej, ale kiedy przekonał się, że jego pani cieszy się z mojej obecności - w dowód akceptacji przyniósł mi pod nogi swój skarb - plastikową kość.
Równie dużo mogłyby powiedzieć o Ludce jej koty. Leciwa i nieruchawa Migotka, wylegująca się na „swoim” fotelu, Kacperek, „wybaczający” pani, że na drzewach w ogrodzie zamocowała szeleszczące taśmy, a on tak dla sportu chciałby czasem zapolować na ptaszka.
Ciekawe, co powiedziałyby myszki polne, które jakimiś szparami dostały się do domu i po to, żeby nie zrobiły szkody, ale też same nie ucierpiały, Ludka kupiła ekologiczne pułapki i złapane myszki wynosiła daleko od domu, by były bezpieczne.
A ostatnio… Powiem tylko, że jeżeli znajdziecie biedronkę, to może to będzie jedna z tych, które Ludka uratowała przed spaleniem. Bo kiedy zobaczyła, na ściętych przez męża suchych gałęziach śliwy, kokoniki z niewyklutymi biedronkami, przez kilka godzin zdejmowała je i przenosiła na trawę. Już pewnie wykluły się i pofrunęły w świat.