Kosmita
Siedzę w domu. Sam. Niby słucham muzyki, niby coś czytam ale jakoś nie mogę się skupić. Nie jestem w nastroju. Dzwonek do drzwi, idę otworzyć. W progu stoi facet. Totalna normalność. Na ulicy nie zwróciłbym na niego uwagi. Tylko cera jakby lekko zielonkawa. Chyba wczoraj nieźle popił.
- SÅ‚ucham.
- Dzień dobry, jestem kosmitą.
- A ja papieżem Franciszkiem. Żegnam.
- Ale... ja naprawdÄ™....
- Przedwczoraj miałem świadków Jehowy, wczoraj głodnych Rumunów. Koleś... wymyśl coś lepszego.
Zamykam drzwi i wracam do pokoju. Siadam w fotelu, zasłaniam się gazetą. Zaczynam czytać. Po chwili słyszę głos.
- Przepraszam…
Patrzę znad gazety. Na drugim fotelu siedzi facet, któremu przed chwilą zamknąłem drzwi przed nosem. Zamieram.
- Przepraszam... chciałem grzecznie, kulturalnie... przedstawić się i w ogóle. Ale jak ty mnie tak...
Próbuję się opanować i zachować spokój.
- Ale jakim sposobem, ty tutaj…? Co to ... teleportacja?
- Już mówiłem, że jestem kosmitą. Teleportacja to dla nas - jak wy to mówicie? Bułka z masłem?
Chwilę się zastanawiam, co się tutaj dzieje. No, owszem wczoraj trochę wypiłem ale znowu nie aż tyle. Niewykluczone też, że umarłem tylko jeszcze o tym nie wiem.
No, dobra udaję, że "wsio normalno".
- Czym mogę służyć?
- Wysłano mnie tu w misji specjalnej z tym, że w ostatniej fazie lotu koordynaty się pochrzaniły i chyba zabłądziłem.
- A czego pan? Ty? Właściwie nie wiem, jak się zwracać... tu szukasz?
- Krótko mówiąc... kursów literackich a dokładniej klasy prozy w Villi Decjusza. To chyba gdzieś w tej okolicy.
- Faktycznie niedaleko... akurat coÅ› o tym wiem. Ale po co ci to?
- Tam skąd przybywam, cywilizacja poszła tak daleko, że wy tutaj... to jesteście tak ze dwadzieścia pokoleń za nami. I chyba nigdy nas nie dogonicie.
- No to w czym problem?
- Ano właśnie. Materia u nas w porządku tylko duch jakby słabszy. Duchowości nam trzeba, ot co.
- No i co? Przyleciałeś do nas żeby co? Tej duchowości się nałykać?
- Właśnie. Z naszego centrum informacji wiem, że z tej "klasy prozy" niezwykła duchowość promieniuje. Tak promieniuje, że aż do naszej planety doszła.
- I nie wiesz jak do tej klasy trafić?
- Już mówiłem. Koordynaty nawaliły.
Przyglądam mu się dokładniej. Cera - chyba ponad miarę - zielonkawa i oczy wyłupiaste.
- Ja tak patrzę na ciebie, to widzę, że musiałeś się wczoraj nieźle nagrzać...
- Prawie jak ty - odparowuje. Tylko oczka masz mniejsze ale za to przekrwione. To co pokażesz mi jak się dostać do tej Villi? - zaczyna się niecierpliwić.
- Wiesz co... jak ci zacznę tłumaczyć to i tak się zgubisz. Podwiozę Cię.
- Protestuję. W dalszym ciągu jesteś pod wpływem alkoholu i możesz spowodować wypadek. Na szkoleniu mówili nam, że to tutaj istna plaga.
- Nie przejmuj się. Pojedziemy rowerem. Wezmę cię na ramę i jakoś dojedziemy. Znam skrót bocznymi uliczkami.
- Rowerem? Na ramę? Tego na szkoleniu nie mówili. A daleko to?
- Rzut beretem. Będziemy w pięć minut.