Książki, których bym nie przeczytała
Nie chciałabym, aby do moich rąk trafiła książka, którą redakcyjne „chochliki”?, / a może ukryta „cenzura”? / tak „sponiewierają”, „stłamszą” i „przenicują” myślowo, że ów wydawniczy produkt nijak się ma do pierwotnego zamysłu dzieła twórcy.
Nie sięgnę po książkę autora, który pisze dla „samego pisania”, nie ma własnego stylu, gubi się w rozlicznych wątkach, stosuje zbędną frazeologię i wątpliwą ideologię, a tak naprawdę nie ma nic ważnego do przekazania czytelnikowi. To, co dla takiego „autora” jest pisaniem, - dla mnie nie musi być - przeczytaniem.
Z reguły, nie „przeglądam” /dobre słowo!/ komiksów, które podobnie jak tzw. „kolorowe pisemka”, nie są do czytania, a oglądania właśnie.
A analfabetyzm ponoć mamy już dawno za sobą…/?/…