Moja Polska
9.05. piątek
Dziś pierwsza była pani Zosieńka. Wybiegła z domu narzucając przeciwdeszczowy płaszcz w kratkę bezpośrednio na pidżamę. Pies, ze smyczą w pysku, czekał kiedy skończy ze mną rozmawiać.
- Kochaniutka moja, jeszcze chwila spaceru i poczytam moje ploteczki. To da mi pani „Ekspresiak” i papieroski. Nerwowa się zrobiłam – synuś maturę zdaje, na studia się wybiera – zabronić mu nie mogę, bo zdolny, ale czy te kolejne lata nauki nie warto byłoby na jakiś zawód poświęcić. Albo wojsko. Tam przynajmniej praca pewna, mieszkanie i nie musiałby długo na emeryturę czekać.
- Pani Zosiu, niech się chłopak uczy i do języków się przykłada. Korzysta ze wszelkich możliwości jakie się przed młodymi otworzyły. Na stypendium gdzieś wyjedzie – świat zobaczy, horyzonty poszerzy. Tylko niech dobrze przemyśli wybór, bo na przykład po takiej filozofii – co mu przyjdzie z umiejętności logicznego myślenia i poznawania prawdy – jak będzie pracował poniżej kompetencji...
- Ja, wie pani – tym młodym teraz zazdroszczę. Tylko w „demoludach” byłam.
Pies się znudził i tyle było naszego plotkowania.
Ale zaraz potem pojawił się pan Stanisław. Zawsze elegancki, szarmancki – od czasu, kiedy owdowiał – sam prowadzi dom, gotuje, dba o siebie i jest na bieżąco we wszystkich sprawach. Raz w tygodniu odwiedza bibliotekę.
Ruchu jeszcze nie było – to mogliśmy wymienić kilka spostrzeżeń o polityce i sporcie.
- Pani Sabino, głosować iść trzeba, bo u nas to jeszcze to referendum będzie.
- Panie Stanisławie - ale na kogo ?
Przecież jak czytam o tych kandydatach – zęby mnie bolą. Większość z nich jedzie tam - Unię rozwalać – a wszyscy po pieniądze. Posiedzą, głowami pokiwają – a kasa leci.
- Tyle różnych dziwnych wydarzeń wiąże się z tymi wyborami. Te spoty reklamowe !!! Wczoraj czytałem, że kandydatka z naszego okręgu ma tak długie nazwisko wypisane na banerze, który osiemnastu wolontariuszy nosi po miastach i miasteczkach – że w Tarnowie ich wylegitymowano – bo od 15 osób to jest już zgromadzenie …..
- Ale głosować trzeba – bo mniej rozumni od nas zadecydują !!
- A przy okazji zapytam – co pan myśli o tej naszej olimpiadzie ? Chciałby pan, żebyśmy mieli ?
- I tak w telewizji oglądam – to dla mnie bez różnicy. Pewnie, że takie obiekty olimpijskie zostają i młodzież miałaby gdzie trenować – ale trzeba je też utrzymać.
Tylko jak górale dalej będą w Poroninie budowę „zakopianki” blokować – to jak kibice dojadą? I jak trafi się taka zima jak ta ostatnia – to transport śniegu nas zrujnuje. Tyle jest innych potrzeb.
Trzeba się cieszyć, że nam za chwilę halę widowiskową otworzą – bo w niej nie tylko imprezy sportowe, ale i koncerty będą. Sam się wybiorę, jak ktoś ciekawy przyjedzie.
I maraton za kilka dni mamy. To też wielka promocja miasta – prawie osiem tysięcy uczestników już się zgłosiło.
- Tak, pozamykają ulice i cały tydzień będę wysłuchiwać – jaki to był paraliż miasta.
- Proszę nie ulegać tej modzie: narzekania na wszystko. Widziałem na własne oczy maratony w Atenach i Paryżu. Też zamykają ulice - w Paryżu - to w samym centrum.
Ale ilu jest tam kibiców – na całej trasie - nie można się przecisnąć, żeby biegaczy zobaczyć. Dla nich to jest prawdziwe święto sportu. Są dumni, że mają taką imprezę, kibicują, wspierają....
A zresztą to i tak jest w niedzielę – ruch mniejszy – tylko niektórzy zachowują się tak jakby nic nie wiedzieli i nagle muszą właśnie tymi samymi ulicami jechać – przecież trasa jest w każdej lokalnej gazecie i internecie....
Zbliża się brazylijski mundial i zamiast cieszyć się okazją zobaczenia imprezy na dobrym poziomie – liczymy od ilu tygodni Jerzy Janowicz nie wygrał meczu w turnieju... Sam przyłapuje się, że poddaje się temu myśleniu : „im gorzej – tym lepiej” ?? Dziwni jesteśmy...
W tym momencie pojawiła się pani Anna. O tej porze to jej jeszcze nigdy nie widziałam. Artyści wysypiają się do południa.
- Wy tu sobie państwo pogaduszki urządzacie – a na Placu Czerwonym jedenaście tysięcy gardeł krzyczy : Ura, ura, ura !! Świat się zmienia, ludzie się zmieniają – a tam od 69 lat tak samo uroczyście obchodzą Dzień Zwycięstwa. Tylko Ukrainy szkoda.
Proszę mi odłożyć wszystkie dzisiejsze gazety i tygodniki – odbiorę po próbie.
Wnuczka mi się urodziła !!! Piękny dzień wybrała sobie na urodziny...
- To gratulacje....
I tyle ją widzieliśmy. Ona zawsze w pośpiechu i na szpilkach.
10.05. sobota
Rano pusto.
I nawet Zosieńka się wysypia. Może syn oderwał się od wkuwania i poszedł z psem na spacer.
Pan mecenas Małachowski podjechał na rowerze – w stroju sportowym i sweterku zarzuconym na ramiona. Na taki strój pozwala sobie tylko w soboty..Cały tydzień urzędowo – garnitur i krawat. Nie jest taki nieprzystępny na jakiego wygląda. Ale zdarza się, że odpowie – pogadamy po zakończeniu procesu.
A gazety to tylko poważne mu zostawiam. Często odbiera je dopiero po pracy.
- Chusteczki higieniczne poproszę i wodę mineralną niegazowaną...
- Panie mecenasie – XXI wiek a dziecko u znachora leczyli i zagłodzili...
- Pani Sabino, głupich nie sieją – sami się rodzą.
- I co teraz będzie ?
- Jak to co – wlokło się będzie, znachora znajdą – a rodziców na obserwację do Kobierzyna wyślą.
I pojechał....
I nic ciekawego się nie działo - jak to w sobotę. Raz na czas ktoś po program telewizyjny albo bilet wpadł. Tuż przed samą czternastą, jak już kraty zasuwałam - przybiegła pani Ania.
- Ma pani dla mnie ten zestaw?
- Pewnie, tylko po co pani tyle makulatury?
- Dla mojej wnuczki. Pani wie co się wydarzyło w dniu pani urodzin?
- No, ja się urodziłam...
- Tak, to było najważniejsze, - ale w kraju i na świecie?
- Nie.
- A widzi pani – ja teraz zapakuję te gazety w pudełko z karteczką - „otworzyć za 18 lat” To będzie taki prezent od babci. Może się zdarzyć, że już wtedy nie będzie takich papierowych gazet – wszyscy będą czytać wiadomości w internecie albo innym urządzeniu. I książki też będą czytać tylko z ekranu. A ja lubię zapach świeżo wydanej książki. Wczoraj wnukowi czytałam „Jak zostałam wiedźmą” Masłowskiej – dla niego jeszcze za trudna – ale obrazki mu się podobały...
- To widzę, że chce pani przygotować taką „kapsułę czasu”...
- I miejsca.
Moja wnuczka przyszła na świat w Dordrechcie – chciałabym, żeby wiedziała, że w dniu jej urodzin taka była Polska – właśnie...