O niewytłumaczalnym...
Moja matka była czarownicą. Ze wszystkimi zdolnościami.
Potrafiła oswajać szczury, czytała z kart. Dochodziło do takich sytuacji, że musieliśmy z ojcem chować te karty przed nią.
Zapamiętałam taki spacer za miastem. Przechodziłyśmy obok sadu z pasieką. Pan, właściciel pasieki, profesjonalnie ubrany – pracował przy ulach.
Nagle moja mama powiedziała: - nie mogę na to patrzeć!!
W tym samym momencie ten pan zaczął wymachiwać rękami i uciekać.
- Gdybym popatrzyła dłużej – zagryzłyby go.....
Nawet gdybym zapytała o co chodzi – i tak nie dostałabym odpowiedzi......
Miałyśmy tak silne kontakty telepatyczne, że nie mogłam jej kłamać.
Nawet próba pomyślenia i przygotowanie wersji „do przyjęcia” - spełzały na niczym.
Nie zdążyłam otworzyć ust – a już padały słowa: nawet nie próbuj......
Z dzieciństwa pamiętam zabawę – zgadnij kto to !
Otwierałam encyklopedię na dowolnej stronie – i na podstawie fotografii – miałam odgadnąć kim jest i czym się zajmuje ten człowiek.
Denerwowało ją, że mi się nie udaje.
Po pierwszym kontakcie z kolejnym moim chłopcem – wyrokowała: – z niego nic dobrego nie wyrośnie... I prawie nigdy się nie myliła.
Szkoda, że odziedziczyłam po niej tylko zdolność wyszukiwania żył wodnych i mam pozytywne bioprądy. Używam ich tylko w gronie rodzinnym – i niech tak już zostanie......