Zadziwienia, czyli notatki z podróży do Italii
Ekskursja była niesamowita. No bo... Wenecja, Padwa, Werona, Piza, Florencja, Capri, Monte Cassino, Sorrento, Pompeje, Wezuwiusz, Neapol, Rzym, Asyż, San Marino, Rawenna...
A oto kilka tylko, oczywiście subiektywnych, spostrzeżeń.
Wenecja: dlaczego gondolierzy to przeważnie panowie w średnim wieku w okularach?
To takie nieromantyczne! Dlaczego „most westchnień” nie ma nic wspólnego z westchnieniami kochanków, a tylko z ewentualnymi westchnieniami skazańców przed odbyciem wyroku?
To takie nieromantyczne!
Werona: dom szekspirowskiej Julii, a pod balkonem postać Julii z „wyślizganym” biustem. Wszyscy panowie robią sobie zdjęcia z ręką na tym biuście, co ma przynosić szczęście... Starsi panowie, z ogniem w oczach i ręką na tym biuście... cóż to za widok!
Piza: wieża rzeczywiście krzywa, przecież faktycznie w każdej chwili może runąć! Stąd może wszyscy robią sobie zdjęcia, dające wrażenie podtrzymywania wieży przed upadkiem...
Neapol: brudny, zaniedbany. Zobaczyć Neapol i umrzeć – powiedzenie uzasadnione tylko w czasach, kiedy liczne córy Koryntu rozprzestrzeniały choroby weneryczne...
Pompeje: tu starożytność wydaje się najbardziej autentyczna; gipsowe odlewy postaci zastygłych w lawie, koleiny wyżłobione przez wozy pompejańskie, erotyczne freski w przybytku uciech, wyraziste kolorystycznie...
Wezuwiusz: z daleka widoczny „oddech Wezuwiusza”, czyli obłoczek nad kraterem, a potem wszechogarniająca mgła. Nic nie widać! Wielkie nadzieje na ekscytujące widoki i wielkie rozczarowanie… I nagle stał się cud. Na kilka tylko minut mgła ustąpiła! Yes, yes! Można „luknąć” do krateru. Znowu rozczarowanie. Krater płytki, nic nie „bulba”... Jeszce tylko „kawałek” Wezuwiusza trzeba zabrać ze sobą na pamiątkę i powrót. Na stoku całkiem sporo siedlisk ludzkich, co niektórzy uważają za głupotę, ale przecież „w razie czego”, czy to nie jest dalekowzroczność właśnie, bo śmierć spektakularna?
Capri: lazurowa grota okazała się nie lazurowa, a jeśli to ma być wyspa kochanków (jak w piosence), to chyba na zasadzie, że kochankom wszystko jedno, gdzie są... Kolejne zaskoczenie – obelisk Lenina. Odśpiewałyśmy hymn ZMS: „naprzeciw blaskom jutrzni, w bitewny żar i huk, idziemy silni butni, przed nami pierzcha wróg” itd. (czy ktoś to pamięta?). Byli słuchacze wdzięczni i widownia...
Monte Cassino: strugi deszczu, klasztor, cmentarz, napis półkoliście: „Przechodniu, powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”. Grób gen. Andersa i oczywiście „Czerwone maki” tam odśpiewane...
Rzym: zagęszczenie starożytności, w tym Forum Romanum uchodzące za najbardziej zrujnowane ruiny, rzucające na kolana kolosalne Koloseum, zachwycające cacuszko Fontanna di Trevi... i całe mnóstwo innych wspaniałości, które koniecznie każdy powinien sam zobaczyć...
Asyż: duch św. Franciszka wszechobecny i refleksja nad zetlałym jego przyodziewkiem i kamieniem, którego używał pod głowę...
Podróżować, podróżować jest bosko!!!