Spotkanie z Wojciechem Nowickim – recenzja baaardzo nieobiektywna
<>
(Wojciech Nowicki - dziennikarz, publicysta, tłumacz, fotograf, kurator wystaw. Pisze recenzje kulinarne w Gazecie Wyborczej, napisał książki -Stół, jaki jest. Wokół kuchni w Polsce, Dno oka. Eseje o fotografii.)
<>
„Spotkanie z panem Wojciechem Nowickim odbędzie się we wtorek 30 października o godzinie 17.00 w Bistro Charlotte Chleb i Wino; Plac Szczepański 2.”
<>
Taką oto wiadomość dostaliśmy od „naszej” pani Ani.
Hura!!! Ciekawy człowiek, ciekawy temat, ciekawe miejsce. Oczywiście idę.
Jak zawsze „lekko” po czasie wbijam się w gigantyczny korek (dla większości to czas powrotu po pracy do dom) i gryząc z niecierpliwości kierownicę, zastanawiam się gdzie zaparkować w centrum Krakowa. W końcu udaje mi się pokonać wszystkie przeciwności i szczęśliwa zajmuję miejsce wśród pozostałych uczestników spotkania.
Rozglądam się dookoła, bo w Bistro Charlotte jestem po raz pierwszy. Siedzimy w podziemnym, jak na mój gust nieprzyjaznym wnętrzu. Jakaś stara piwnica, świetliki w suficie, jakieś rury, oświetlenie dalekie od nastrojowego, takie - bardziej fabryczne niż kawiarniane, niewygodne krzesełka i małe kwadratowe, niczym nie przykryte stoliki. Głośno. Nijako.
TO ma być BISTRO? Przytulny lokalik gdzie wpada się na szybkie śniadanko i pachnącą kawusię ????? Nie tak to sobie wyobrażałam.
<>
- Słowo bistro, jak podaje francuski słownik etymologiczny, pochodzi od rosyjskiego słowa bystro. Według legendy niecierpliwi rosyjscy żołnierze kozaccy, w czasie okupacji Paryża w latach 1816 - 1818, tak właśnie pokrzykiwali na powolnych francuskich kelnerów, gdy ci zbyt opieszale podawali im posiłki. Bystro, bystro - rozlegało się dookoła w nieznanym we Francji języku. Tak ponoć powstały pierwsze bary szybkiej obsługi.
Inna, bardziej wiarygodna wersja mówi, że pierwsze bistra zostały założone dopiero pod koniec XIX wieku, prawdopodobnie przez przybyszów z górzystych rejonów Owernii, którzy przenieśli tradycję swoich Bistroquets – małych restauracyjek ze stolikami wystawionymi na ulicę, serwujących lokalne wina i potrawy w luźnej, rodzinnej atmosferze.
Dziś paryskie bistra to małe, przytulne, pełne niewymuszonej elegancji lokaliki, gdzie wpada się na małe „co nieco” i dobrą kawę.
<>
A tu???? Żadnej przytulności, żadnej elegancji. Czysta „piwniczność” połączona z - nie wiem czym – może halą fabryczną?
No ale nic. Rozglądam się dalej.
Na stolikach stają tace z prześlicznie wyglądającymi kanapkami. Może będą przedobre? Bo wyglądają naprawdę przepyszne? Kanapki skomponowane są na przepięknie wyglądającym prześwieżym chlebku pieczonym na miejscy. Kulinarna część zapowiada się prześwietnie.
Wszyscy, jak jeden mąż, niby to od niechcenia, niby tylko ot tak, niby żeby spróbować, pałaszujemy przygotowane dla nas specjały. Kelnerka zbiera zamówienia na kawę i herbatę, no i w końcu zaczyna się spotkanie z panem Nowickim. Prowadzi pani Joanna Pawluśkiewicz.
Pan Nowicki snuje barwne opowieści o krakowskich restauracjach, o swoich przygodach kulinarnych, o życiu. Gawędziarz z niego doskonały, więc czas płynie szybko i nadzwyczaj ciekawie.
Niestety, wciąż rozpraszają nas przeróżne atrakcje dodatkowe. A to kelnerki zaczynają serwować wcześniej zamówione herbaty, a to zastaje włączona głośna, agresywna muzyka zagłuszająca nie tylko słowa ale nawet myśli, a to piekarz zaczyna wyrabiać w elektrycznym mieszadle ciasto na chleb, tuż za plecami naszego gościa. W dodatku sala jest bardzo akustyczna i każdy stuk krzesełkiem urasta do niesamowitego hałasu.
Podziwiam Pana Nowickiego, który z uśmiechem przeczekuje każdą niedogodność i snuje opowieści.
Cóż, taki urok(?!) tego miejsca. Skupiamy się i dajemy radę.
I tak dowiadujemy się, że znajdujemy się w kamienicy o dość ciekawej historii. Na początku XX wieku w miejscu gdzie teraz pałaszujemy przepyszne kanapki znajdował się zakład pogrzebowy. W doskonałym stanie zachowała się winda z tych czasów. Na szczęście nic więcej. A i tak niektórym z nas przestaje dopisywać apetyt, a inni podejrzliwie patrzą na czarne, drewniane stoliki. Nowe? Stare? Jeśli stare to czy używane? Używane? Ale do czego? Nie, chyba jednak nowe.
Zamęczamy pana Nowickiego pytaniami i domagamy się wciąż nowych opowieści. Niestety czas spotkania mija i musimy się pożegnać.
Część z nas niechętnie zbiera się do domu – obowiązki wzywają. Mała grupka zostaje i przy herbacie rozwiązujemy wszystkie problemy tego świata.
Już nie przeszkadza mi nieprzytulne wnętrze, nieprzyjemne hałasy i nieznajomi, z którymi siedzimy dotykając się łokciami i zaglądając sobie nawzajem w talerzyki. Rozmowa i towarzystwo rekompensują mi wszystko.
Dyskusja kończy się, gdy jednogłośnie podejmujemy decyzję:
TO NIE MOŻE SIĘ TAK SKOŃCZYĆ!
SAGA MUSI TRWAĆ !!!
(Tylko gdzie ja zaparkowałam samochód?)