Ćwiczenie literackie: monolog wewnętrzny
Najpiękniejszy plac Europy – Rynek Krakowski. Roi się od tłumu zwiedzających. Lato i pogoda są tym właśnie atutem podkreślającym niesłychany urok tego miejsca.
Widzę na pierwszym planie turystkę w czarnych spodniach i białej bluzce, która za chwilę skieruje się do kawiarni Noworolskiego i zamówi zapewne lody i kawę. Nie będzie sama, bo idzie w jej kierunku chłopak podobnie ubrany, to jej towarzysz – nic więcej nie powiem na ich temat – bo nie wiem i nie chcę przypuszczać.
Posiedzą przy lodach i kawie z godzinkę – są zmęczeni zwiedzaniem podziemi rynku, zachwyceni ekspozycją, która przybliżyła im dzieje średniowiecznego Krakowa i pokazała, jak historia tego niezwykłego miasta potoczyła się ku współczesności.
Z wieży Kościoła Mariackiego zabrzmiał hejnał na cztery strony świata, wyraźnie słychać było urwaną melodię. To na pamiątkę tego, że strzała tatarska przebiła pierś hejnalisty, który trąbił miastu w dwunastym wieku.
- Ale to było w kościele Bożego Ciała przecież – dziewczyna dobrze znała historię.
- Czekaj chwilę na mnie – powiedział jej towarzysz i pobiegł pod żółte parasole, gdzie kwiaciarki krakowskie eksponowały swoje nieco przez upał przywiędłe kwiaty.
- Żeby tylko coś u mnie kupił, tak mało towaru zeszło od rana – pani Zosia skropiła bukiety i wpatrywała się przeszywającym wzrokiem w ludzi i zbliżającego się młodzieńca.
- Proszę do mnie, tanio sprzedam.
Właśnie paru turystów zatrzymało się przed jej stoiskiem. Nagle nie mogła nadążyć z odbieraniem pieniędzy za swoje kwiaty.
„To chyba czary” – pomyślała – „a może mój uśmiech sprawił, że mam szczęście?”
Miała piękny uśmiech, bo właśnie wczoraj odebrała u dentysty nowe zęby.