Ćwiczenie literackie - "Koksownik"
Â
Jest zima w Krakowie i tak mroźno, że na ulicach rozpalono koksowniki. Nie bez przyczyny, bo to nie jest zwyczajny dzień. Miasto czeka na przyjazd Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Pewnie w kawalkadzie aut objedzie Rynek, a potem z przejmującym wyciem syren policyjnych uda się na lotnisko, ale to nastąpi dopiero za parę godzin. Na razie zbierają się grupki osób wokół koksowników i rozmawiają. Tym bardziej, że może nie sam przyjazd, ale jego powód, jest mocno kontrowersyjny i każdy z mieszkańców ma na to swój pogląd. Dwaj starsi panowie stojący obok siebie mają podobny ??? i to zbliżyło ich na tyle, że spokojnie rozmawiają z sobą, przywołując wspomnienia stanu wojennego i tego braterstwa, które ogarnęło wtedy wszystkich. Chłopak stojący obok przysłuchuje się im, przeżuwając powoli rozmokłą bagietkę i w duchu dziwi się tym opowieściom. Przyszedł tu z dworca, właśnie przyjechał warszawskim expresem, był bardzo głodny. Bagietka jest taka sobie. Najlepiej było by nakarmić nią gołębie, a ci faceci obok zadziwili go. Mówią o tak odległych czasach i najwyraźniej to ich pasjonuje. Pomyślał, że starość jest nudna, pozostają wspomnienia i słowa. Tymczasem on spieszył się, a ta chwila przy koksowniku to jego przerwa śniadaniowa. Zaraz pobiegnie dalej na spotkanie w akademiku. Musi ustalić termin i trasę zimowego rajdu rowerowego, na co wszyscy zainteresowani już niecierpliwie czekają. Właściwie, pomyślał, można to było zrobić telefonicznie lub przez internet, ale wtedy nie było by nocnego spotkania przyjaciół w malutkim pokoju z łomocącą w tle muzyką. Pewnie te dziadki mają rację – rozmowa jest najważniejsza.
Scena: 1. Plener. Dzień. Zima.
Przestronny plac gdzieś w mieście. Przy koksowniku stoi trzech mężczyzn. Dwóch emerytów obok siebie, znajomi. Nieco z boku młody człowiek - student, je hot-doga. W koksowniku mocny ogień.
Â
Emeryt I
Zdzichu... pamiętasz?
Â
Emeryt II
Coo... niby?
Â
Emeryt I
Jak to co? Koksowniki. Robiliśmy takie zawody... kto odważny?
Â
Emeryt II
Jakie zawody? O czym ty mówisz... Marian?
Â
Emeryt I
Noo... jak się ZOMO-wcy grzali przy koksownikach, to trzeba było
podejść, wyciągnąć zgrabiałe dłonie przed siebie, że... niby też się
chcesz ogrzać.
Â
Emeryt II
I co oni na to?
Â
Emeryt I
Ano właśnie. Cały wic polegał na tym, żeby stać koło nich, nic nie
mówić i grzać się jak gdyby nigdy nic.
Â
Emeryt II
Ee... coś mi tu zalewasz. Ile razy tak się "niby" grzałeś?
Â
Rozmowie zaczyna się przysłuchiwać Student. Z jego sarkastycznego uśmiechu widać, że nie bardzo wierzy w te opowieści. Nie śmieje się jednak otwarcie, może dlatego, że usta ma zapchane hot-dogiem.
Â
Emeryt I
No... dwa razy. Pierwszy raz udawali, że mnie nie widzą. Staliśmy
sobie tak ramię w ramię. Założyłem się z chłopakami, że wytrzymam
tak trzy minuty ale po dwóch nie wytrzymałem, parsknąłem śmiechem
i zwiałem.
Â
Emeryt II
Też mi bohaterstwo!? Postałeś se dwie minuty z ZOMO-wcami przy
kokosowniku i...
Â
Emeryt I
Ale za drugim razem, jak tylko stanąłem koło koksownika, to akurat
z suki wysiadł taki gruby sierżant. Musieli w tej suce ostro grzać, bo
jak podszedł, to czułem wódę od niego. Chciał mnie wylegitymować.
Zacząłem uciekać ale mnie dopadli i spałowali.
Â
Student skończył jeść hot-doga i patrzy z rozbawieniem na emerytów.
Â
Student
Przepraszam panów, ale jak słyszę takie opowieści to dochodzę
do wniosku, że cały ten stan wojenny to były jakieś niezłe jaja.
Â
Emeryt I
Co ty tam wiesz... młody? Nie przeżyłeś tego ...
Â
Chwilę stoją w milczeniu. W końcu dwaj emeryci i student rozchodzą się w dwóch przeciwnych kierunkach.

























