Co mnie ostatnio oburzyło? – felieton
Wśród stukotu kopyt i trzaskania z biczy przed kościół zajechało kilka ubranych w białe kwiaty dorożek. Wysypał się z nich całkiem spory, odświętnie ubrany tłumek. Każdy dzierżył w dłoni wiązankę konwalii. Otoczyli pierwszą dorożkę, z której wysiadła ubrana w białą sukienkę i pelerynkę ze srebrnych lisów - ośmioletnia księżniczka.
Mała dumnie zadarła udekorowaną w wianuszek główką, władczo popatrzyła dookoła i wśród oklasków gości dołączyła do pozostałych, wystrojonych na biało dzieci. Wszak to dzisiaj dzień jej Pierwszej Komunii Świętej!
Nie żebym była przeciw religii czy sakramentom. Co to to nie. Ale jestem przeciw tej całej komercji, przeciw kiczowi, przeciw robieniu z komunii widowiska i wyścigów na prezenty. Bo przecież Pierwsza Komunia to święty sakrament, który Kościół z pierwszego świadomego pojednaniu dziecka z Bogiem przerobił na pokaz próżności.
Raz w tygodniu uczniowie maja w szkole lekcje religii i tam, teoretycznie, w ciągu dwóch lat nauki powinny przygotować się do tego sakramentu. Pozornie, bo praktycznie ten obowiązek przerzucono na rodziców. To oni siedzą i pomagają pociechom wkuć na pamięć zawiłe kanony wiary, to oni wieczorami gonią na naukę śpiewu, na próby maszerowania, klękania, przymierzania i nie ziewania.
W czasie, kiedy dzieciaki opanowują ten skomplikowany balet, rodzice płacą. Płacą za świece, za prąd, za książeczki, za prezenty, za bukiety dla siostry, dla księdza, dla organisty i dla sprzątaczki. Płacą też za kwiaty do ozdobienia kościoła. Te kwiaty do ozdabiania to niby tylko dla ich grupy, bo ponoć grupa, która ma komunię godzinę po nich, kupuje osobne kwiaty i osobno zdobi. (Nasze kwiaty lepsze od ich kwiatów!!!) Paranoja.
No i jeszcze ubranka. Koniecznie nowe i inne niż te, które dzieci miały rok temu. To nic, że sukienka kosztuje ze 350 zł, że od tych zeszłorocznych różni się tylko inaczej wszytą koronką, że jest tylko na jeden raz i że mogłaby służyć jeszcze kolejnym rocznikom. Ma być nowa. Nowa i inna. Buciki też białe. Do kompletu torebka i pelerynka. (Makijaż nie wymagany).
Dla chłopców znienawidzone przez nich długie szatki, a pod nimi białe spodnie, nowiutkie, nie te granatowe, które mają w szafce. Mają być białe, bielutkie, takie żeby już nigdy do niczego nie służyły.
Rodzice! Płaćcie! Płaćcie! Znajoma pani krawcowa czeka, zaciera ręce i wzdycha - „jaka szkoda, że komunie są tylko raz w roku. Jaka szkoda!!!”. Komunijne żniwa, komunijny bal.
Pamiętajcie również o wystawnym obiedzie z ogromnym tortem. Restauratorzy też kochają maj.
Wydatki nie mają końca. A jeśli ma się więcej niż jedno dziecka? A jeśli Bóg pobłogosławił i ma się kilkoro dzieci i to co rok? No to co rok ta sama zabawa i takie same wydatki.
„Rodzice! Banki oferuję dogodne pożyczki”. Święto, święto! Komunia! Maj!
I kiedy już dzieciaki mają kompletny mętlik w głowie, kiedy jak małpeczki wyćwiczą każdy krok i każde słowo podziękowania za wszystko i wszystkim, przychodzi ten - WIELKI DZIEŃ. DZIEŃ PREZENTÓW.
I tu też nie jest tanio. W tym roku handel zarabia na najnowszych telefonach - „Samsung S-4. Najlepszy prezent z okazji Pierwszej Komunii” - cena około 3 tysiące; na komputerach, na tabletach i innych gadżetach z najwyższej półki. Rodzice chrzestni, dziadkowie, ciocie, wujkowie – KOMUNIA! KOMUNIA!!!
Tylko czy w tym całym bałaganie któreś dziecko pamięta jeszcze po co jest ta Pierwsza Komunia Święta?
Oglądałam ostatnio sondę uliczną przeprowadzoną wśród tegorocznych maturzystów. Pytania były podstępne. Tak obłędnie trudne, że nie każdy maturzysta dał sobie z nimi radę. Pytanie pierwsze - ile kontynentów jest na kuli ziemskiej? Wymień wszystkie.
I cóż, że podróżujemy wszyscy i wszędzie, że telewizja jest w każdym domu, że dostęp do informacji jest niezwykle prosty. Po co młodym ta wiedza? Przecież wszystkie gry toczą się w wymyślonych światach, a tu taka „przyziemność”. Oj, namęczyli się, namęczyli.
Drugie pytanie było jeszcze trudniejsze - kto napisał baśnie Andersena?
Ja nie zdawałam sobie sprawy, że nasza młodzież zna tyle nazwisk. Sienkiewicz, Prus, Kraszewski, Mickiewicz? Chylę czoła. Ja bym na to nie wpadła. Te same pytania zadano naszym parlamentarzystom. Pozostawiam to bez komentarza.