Krótki tekst o zmianie nazwiska,
czyli jak coś co wpada mimochodem, na moment do ucha, może zmienić resztę życia definitywnie.
Przeleciało mi przez ucho nazwisko "Waksmański". Pomyślałam: ooo! mogłabym się tak nazywać... Moje dotychczasowe nazwisko jakieś takie pszenno- buraczane i siermiężne mi się wydało wtedy... Poznałam później właściciela nazwiska i od razu życzliwszym przez to okiem na niego rzuciłam.
Potem już gładko łyknęłam tekst, że będzie mnie nosił na rękach nawet wtedy, gdy będę stara, gruba i łysa. Któż by tak nie chciał? Jak będę łysa, któż by mnie chciał nosić? To ostatnie przekonało mnie ostatecznie, a całość mnie urzekła mocno. Zwłaszcza, że w uzasadnieniu było, jaka to jestem nadzwyczajna i wyjątkowa. Uzasadnienie łyknęłam. I zdecydowałam, że będę dobrą żoną i matką.
Średnio mi to wychodziło.
Ale już babusią będę na bank wyjątkową. Tylko żeby doczekać tatusia stosownego dla mojej wnuczusi.
Â