Jestem Zofia Nałkowska
Nazywają mnie pierwszą damą polskiej literatury. To zaszczytny, ale i zobowiązujący tytuł. Żyję w niezwykłych czasach. Moja twórczość obejmuje trzy epoki: modernizm, dwudziestolecie międzywojenne i czasy PRL-u.
Jako pierwsza kobieta w Polsce mam odwagę domagać się równouprawnienia, nie tylko w kwestii prawa kobiet do pracy, głosowania, równości wobec prawa, ale co dla nas takie ważne, wyzwolenia kobiecego erotyzmu i seksualności.
Opowiem wam o moich mężczyznach.
Po dwóch nieudanych małżeństwach, rzuciłam się w wir romansów. Zmieniałam mężczyzn jak rękawiczki. Jestem spragniona męskiej adoracji. Oglądam się bez przerwy za ich spojrzeniami, upajam się ich komplementami. Dużo później Czesław Miłosz nazwie tę moją skłonność "komiczną samiczością". Mój biograf powie o mnie kiedyś- "messalina polskiej literatury". Krzywdzące epitety szowinistycznych samców.
Wyrwawszy się z dwóch nieudanych związków małżeńskich, poświęcam uwagę tylko mężczyznom, z którymi łączy mnie silne porozumienie intelektualne.
Ale, po kolei:
- Mój pierwszy mąż, Leon Rygier, młodzieńcza miłość. Poślubiłam go w 1903 roku. Ostrzegano mnie, że to kobieciarz i ladaco. Nie chciałam dać wiary pogłoskom. Musiałam stawić czoła prawdzie, kiedy uwiódł naszą pokojówkę Andzię, osóbkę wątła i uroczą. Przybiegła do mnie na skargę.
- Pocieszyłam się szybko Stasiem Świeckim, redaktorem pisma, w którym pracowałam.
- Pełnia mojej kobiecej dojrzałości i wciąż trwające kłopoty finansowe przypadły na rok 1916. Wówczas pojawił się mężczyzna przyprawiający o zawrót głowy - pułkownik Jan - Jur Gorzechowski. Otaczał go nimb bohatera w obronie wolności i ojczyzny. Macho, żądający ode mnie wyzbycia się całej siebie. Żyłam w pierścieniu z ognia i kochania, jak nigdy dotąd. Zaprzedałam moją wolność, myśl, chcenia, wspomnienia. Jan wymagał wyłączności. Jego zaborczość była niszcząca. Między nami była przepaść intelektualna. Taki układ nie mógł mieć szczęśliwego zakończenia. Odreagowywałam, pisząc "Niedobrą miłość".
Potem znów była plejada męskich postaci. Jakaś złośliwa dziennikarka naliczyła ich kilkudziesięciu, a ja pragnęłam tylko afirmacji i adoracji.
- Michał Choromański- zobaczyłam w półmroku jego profil- nos krótki, etiopskie wargi i po targnięciu serca rozpoznałam powagę i grozę mego uczucia. Stało się błyskawicznie nieprzyzwoite i szalone. Takie, jakiego żądał. Starczyło go na dwa tygodnie.
- Szybko się pocieszyłam, podróżując pociągiem z Estonii, jednonocnym romansem z młodym "panem w kapeluszu"
- Podobny epizod przeżyłam z Brunonem Schulzem. Pięknie zadedykował mi swój egzemplarz "Sklepów cynamonowych".
- Wkrótce straciłam głowę dla chorwackiego pisarza Mirosława Krleży. Z nim współodczuwaliśmy zmysłowość artystycznego doznania jego prozy. Kolory, światło, zapach i dźwięki, oddech i tętno. Nieustające życie rzeczywistości.
- W Zakopanem moje serce skradł "ładny" Karol Szymanowski. Wrażliwy intelektualista. Błyskawicznie złapaliśmy nić porozumienia. Karol był szczęśliwie mądry w sposób, który mi najbardziej odpowiada. Poza tym taki śliczny i grzeczny. Miałam głowę i serce pełne Szymanowskiego. Lecz, cóż... Karol kochał do szaleństwa tancerza Borysa Kochno. Dla mnie nie było miejsca w jego sercu.
- Ostatnim był mój młody sekretarz - Bogusław Kuczyński. Kolejny tyran. Szorstki i niełaskawy. Obsesyjnie zazdrosny.
Galeria męskich portretów. O niektórych bez ryzyka mawiałam, że byli głupi w sposób inteligentny.
A potem dopadła mnie starość. Spojrzałam w lustro i dech mi zaparło. Ta tęga dama w starszym wieku to ja. Starość- cóż za urągowisko, co za kpiny. Dzikie, głupie okrucieństwo o niepojętym znaczeniu.
Chociaż... czy na pewno? Przeczy temu Maria Dąbrowska, notując: "Nałkowska trzyma się coraz lepiej. Musi mieć świetnych masażystów i kosmetykarzy, bo nawet gładka się zrobiła na gębie i szyjsku. I co za ton, co za protekcjonalne kiwanie paluszkiem na mężczyzn, którzy w podrygach podbiegają. Musi mieć jeszcze kochanka, bo niepodobna, by same tylko sukcesy dały jej taki tupet".
Uprzykrzona, karłowata jędza. Nie znoszę jej. Co ten Stanisław Stempowski widzi w niej, że zdołała utrzymać go przez dwadzieścia pięć lat ?
Â
Post scriptum
Do nakreślenia portretu Zofii Nałkowskiej posłużyły mi Dzienniki jej autorstwa.
Â