Królik po berlińsku
- Wiesz, fajny film obejrzałam na warsztatach.
- Tak? Ciekawe jaki?
- Polski! W reżyserii Bartosza Konopki, pt. „Królik po berlińsku"
- To ciekawe! Czyżby „geriatrię" edukowali teraz filmami kulinarnymi?
- Żarty na bok! Wyobraź sobie, że to wspaniały krótkometrażowy film o całkiem niedawnej historii Europy. Pokazuje co działo się tuż za naszą „miedzą". Można go uznać za obraz nas wszystkich, żyjących w tzw. bloku socjalistycznym. Reżyser znakomicie wykorzystał stare, czarno-białe archiwalne filmy, w które ukazują dawnych przywódców i szarość otoczenia.
Film prezentuje etapy budowy muru berlińskiego. W tle biegające lub zastygłe w bezruchu i zdziwieniu króliki. Mimo ograniczeń, hałasu robót, bycia pod stałą kontrolą i obstrzałem świetnie sobie radzą, żyją, rozmnażają się, choć pewnie nie powinny. I wreszcie przejście z szarości do kolorowego wybuchu! Radosne i spontaniczne burzenie muru, młodość i energia
ukazana w kolorze. Całości towarzyszy znakomity komentarz czytany beznamiętnym głosem Krystyny Czubówny. Każdemu, kto pamięta tamte czasy zapewne przypominają się własne przeżycia, obrazy z tamtych dni. Przed oczyma stanęły mi wizyty u moich przyjaciół w NRD, ich problemy, a także wizyty w Berlinie Zachodnim u znajomych mających rodziny za murem. Na szczęście dopisywał nam humor i mieliśmy zdrowy dystans do wszystkiego i to pomagało przetrwać. I choć ten mur zburzono z wielkim hukiem i powstała nowa Europa, wciąż powstają nowe i ...
Ale to już temat na całkiem inny film.

























