Moje nałogi
W bardzo wczesnej młodości wpadłam w pierwszy szkodliwy nałóg - uzależnienie od słodyczy. Zaczęło się jeszcze w dzieciństwie, kiedy to wszelkie dostępne słodkości były ogromną przyjemnością i nagrodą, no i zawsze było ich za mało. A były takie pyszne…, po prostu niepowtarzalne. Smak tej czekolady, jaką dostawałam od taty, mamy albo św. Mikołaja był nieporównanie lepszy niż kiedykolwiek w dorosłości. Myślę, że w późniejszych latach sama chciałam sobie uzupełnić ten ciągły niedosyt słodyczy w dzieciństwie, więc co jakiś czas serwowałam sobie tę przyjemność w nadmiarze. Zresztą robię to do dzisiaj, niestety ze szkodą dla zdrowia, a w następstwie dla duszy i tuszy!
Drugi nałóg dopadł mnie w 1994 roku, gdy poznałam możliwości komputera i komunikacji elektronicznej. Kilka lat później strony internetowe zaczęły mi pokazywać wszystkie możliwości tzw. wirtualnej rzeczywistości. Nawiasem mówiąc słowo „wirtualny” stosowane jest bardzo przewrotnie, zupełnie niezgodnie ze swoim prawdziwym znaczeniem. Jak podaje Kopaliński w słowniku w.o. z 1968 roku – wirtualny to możliwy; mogący zaistnieć (z łac. virtualis = skuteczny). Po prostu Internet wciska nam na siłę, że to co pokazuje, to jakoby istnieje w rzeczywistości i jest możliwe. No a w powszechnym odbiorze nastąpiło wypaczenie pierwotnego znaczenia tego pojęcia. Teraz wszyscy (przynajmniej młodzi) sądzą, że wirtualny - to ten co udaje, próbuje naśladować rzeczywistość.
A jednak mnie Internet pochłonął całkowicie. Od wielu lat nie wyobrażam sobie życia bez komputera, a w ostatnich latach nie mogę obyć się bez dodatkowych gadgetów elektronicznych, jak tablet, czy smartfon, w których codziennie sprawdzam i czytam maile, aktualne wiadomości, artykuły z gazet i tygodników, jak również książki. Dostrzegam wszystkie dobre i złe strony komputeryzacji i trudno mi powiedzieć, która z nich przeważa. Niewątpliwie Internet jest rewelacyjnym wynalazkiem, który zrewolucjonizował komunikację międzyludzką, a tym samym jakby pomniejszył naszą planetę. Paradoksalnie, tak wielkie ułatwienie kontaktów wcale nie wpłynęło pozytywnie na jakość stosunków międzyludzkich. Jak wiemy ludzie teraz rzadziej spotykają się i rozmawiają osobiście. Tak zwane kontakty wirtualne zastępują rozmowę twarzą w twarz. Nawet komunikator Skype nie jest w stanie zastąpić rozmowy w cztery oczy. Dzięki Internetowi ujawniają się nieznane, czy niedostrzegane wcześniej aspekty ludzkich osobowości. Z jednej strony Internet jest zbawienny dla ludzi chorych, przykutych do łóżka, czy fotela inwalidzkiego oraz dla osób z lżejszymi schorzeniami autystycznymi. Dla nich jest to szansa na inne, bogatsze życie. A z drugiej strony jest przestrzenią anonimowego, słownego wyżywania się różnej maści psychopatów i przestępców. Daje pole erupcji zła i nienawiści. Ja staram się korzystać z tzw. sieci selektywnie, ale nie zawsze się to udaje, niestety.
Często zbyt długo tkwię przed ekranikiem, no i mimowolnie jestem narażona na czytanie, czy choćby dostrzeganie treści absolutnie niepożądanych.
Czasem obawiam się, czy nie wpadłam już w kolejne uzależnienie, które nazywa się nomofobia. W 2010 roku brytyjscy uczeni zdiagnozowali nową jednostkę chorobową o tej właśnie nazwie, pochodzącej od ang. „no mobile phobia". Nomofobia jest irracjonalnym strachem przed brakiem telefonu komórkowego w zasięgu ręki lub utratą mobilnego telefonu. Oczywiście najbardziej narażeni na tę dolegliwość są przedstawiciele młodszego pokolenia. Wg badań objawy choroby notuje się u 77% młodzieży w wieku od 18 do 24 lat i u 64% osób w wieku 25-34 lata.
A więc tak na serio, to ani mnie, ani moim koleżankom i kolegom już to chyba nie grozi.
Klub Sagi – spotkanie 10 luty 2015