Krótki tekst o nieprzewidywalnych skutkach nieuctwa, czyli moja pierwsza praca
Moja pierwsza próba zmierzająca do wykształcenia na poziomie wyższym zakończyła się spektakularną klęską. Poległam na samym finiszu, ostatnim egzaminie ustnym. W sposób, że na myśl samą pąs mnie oblewa od stóp do głów.
Bycie wybitnym ekonomistą zmagającym się z oporną i niewdzięczną materią rzeczywistości zostało mi zatem oszczędzone, bo późniejsza edukacja w innym kierunku zmierzyła.
Zaszłości te skutkowały jednak gorączkowym poszukiwaniem miejsca, gdzie dla dobra mojej socjalistycznej ojczyzny mogłabym wykorzystać swoje zdolności, na których nie poznała się komisja egzaminacyjna.
Tak więc 1.09 podjęłam pracę w PSS Społem "Samopomoc Chłopska" w tamtejszej masarni, jako referent d/s masarnictwa. Pracę rozpoczęłam od poddania się oglądowi męskiemu zespołowi masarniczo- rzeźniczemu, który to wyległby przed kantorek biurowy z akcesoriami służbowymi w rękach /noże to chyba były/, aby obejrzeć dziewczę będące odtąd jedynym damskim akcencikiem w ich gronie. Obdarzyłam ich promiennym uśmiechem, jak mi się przynajmniej wydawało i zasiadłam za biurkiem. Wypiłam herbatę w szklance i koszyczku / tak! tak! pamiętacie?/. Położyłam na biurku papierosy damskie. I tak rozpoczęła się moja przygoda z aktywnością zawodową. A także przekonanie, z każdym puszczanym dymkiem, że papierosy zdecydowanie nie dla mnie są. Mordowałam się z nimi jednak miesiąc za miesiącem.
Od tego czasu również reaguje alergicznie na wszelkie zdrobnienia. Przyjmowałam bowiem zamówienia na mięso i wyroby wędliniarskie ze sklepów i Komitetu Powiatowego PZPR. A towarzyszka z Komitetu składała zamówienia w następujący sposób: 80 dkg cielęcinki, tylko żeby był bardzo ładny kawałeczek i chudziutki, 60 dkg wieprzowinki, tylko żeby był bardzo ładny kawałeczek, od szyneczki i chudziutki. Podobne wymogi dotyczyły wołowinki, słoninki, wątróbki, salcesoniku, kiełbaski, szyneczki /tu musiał być tłuszczyk, ale nie większy niż 1 cm/. Słuchałam tego ćwierkania i wątroba mi się wielokrotnie przewracała /taki fitness może jej zrobił dobrze, z drugiej strony.../
Tak więc pierwsza praca kojarzy mi się z mordęgą nikotynową, ćwierkającą towarzyszką, ale też z sympatią pracujących tam mężczyzn, ze świeżymi, gorącymi, parującymi parówkami, które pan Piotr przynosił na kiju, żebym sobie z tego wielkiego pęta urwała ile chcę / pyszne one były!/, z zapachem wędzonych kiełbas i szynek, ale także z odgłosami dochodzącymi z rzeźni i tamtejszym weterynarzem zachodzącym do mnie gwoli emablowania.
No i może jeszcze z sensacyjną historią męsko-damską, która poruszyła wtedy środowisko małomiasteczkowe, gdyż nie miała prawa utrzymać się w tajemnicy. Mianowicie pogotowie ratunkowe przyjechało do pobliskiego lasku, skąd wyniosło w kocu parę mocno do siebie zbliżoną. Gawiedź miała, jak mniemam uciechę...
Pamięć moja sięga w tamte czasy z sentymentem, ale czy tylko dlatego że miałam wtedy 19 lat?, czy też jest to tylko pamięć tzw. odległa, a im bardziej popada się w "dojrzałość" tym bardziej dysponuje się tylko taką?
Â
Â
Â
Klub SAGI – spotkanie 14 lipca 2015