Zimbabwe. Z cyklu Moja Afryka – zapiski podróży.

Znajdujemy notatkę, że kilkanaście kilometrów na wschód przy padłym słoniu są hieny, lwy i sępy. Rano o 5.30 wyruszamy w kierunku słonia. Już z daleka czuję, że kierunek mamy słuszny. Czuję dosłownie. Pomimo zamkniętych okien zapach jest tak silny, że do końca dnia nie udaje nam się wywietrzyć samochodów. Przy górze rozkładającego się mięsa o najlepsze kęsy walczą hieny i sępy. Kiedy podjeżdżamy, zwierają siły i próbują przegnać nas od zdobyczy. Nie podejmujemy rękawicy, kapitulujemy szybko i odjeżdżamy. Pokonał nas fetor.

Więcej:  http://www.sagowce.eu/index.php/nasze-teksty/jolanta-mirecka/1293-zimbabwe