Saga o pewnym uzależnieniu

Informacji o warsztatach literackich nie szukałam. Wręcz przeciwnie. Wzmianki w amerykańskich filmach o uczestnictwie ekranowych bohaterów w lekcjach pisania kryminałów czy scenariuszy wzbudzały we mnie szczere uczucia wesołości, a nawet politowania.

Teraz ani nie pamiętam, ani nie ma znaczenia, czego szukałam tego wrześniowego wieczora 2013 roku, kiedy najbardziej znana wyszukiwarka internetowa wyrzuciła mi tytuł: „Zgłoś się do Sagi!”. Krótka lektura tekstu i… to czego poszukiwałam stało się nieważne.

 

To moda na naukę pisania tekstów literackich już dotarła do Polski? Jak mogą takie warsztaty kreatywnego pisania wyglądać? Coś tam przecież sobie piszę, może należałoby wziąć udział w takich zajęciach?

Wrodzona skłonność do doświadczania różnych zjawisk na własnym organizmie każe mi drążyć temat, mimo, że termin zgłoszeń dawno minął, mimo lekceważącego wcześniej stosunku do takich kursów. 

Kwestionariusz wypełniony, wysłany. Miejsc już nie ma – mam obserwować stronę internetową, może będzie kolejna edycja warsztatów. Dwie godziny później wiadomość: jedna z osób zrezygnowała, proszę przyjść w najbliższy poniedziałek.

 

Pani Joanna, Pani Katarzyna, Pan Michał…

Pana Michała nie poznałam. Zew podróży wziął górę. Ale to nie zmienia faktu, że nagle poczułam, że jestem od SAGI uzależniona. Każdego dnia gdy otwierałam skrzynkę mailową, liczyłam, że jedną z wiadomości będzie komunikat o kolejnej edycji warsztatów.

Wreszcie przyszedł!

 

„Język we wszelkich przejawach”, „język na styku z psychologią”, „komunikacja werbalna i niewerbalna” czytam w notce informującej. Brzmi tak intrygująco, że nie mogę nie spróbować.

 

Pani Małgorzata bez zbędnych ceremonii przystępuje do działania. Domeny, hasła skryptowe, przestrzeń rzeczywista, przestrzeń powinnościowa, modulanty, relewancja, metonimia, wskaźniki deiktyczne. Zahaczki!

Czysta abstrakcja jakże daleka od dobrze znanych i przyjaznych aktywów, pasywów, kont, Debetów, Creditów, rejestrów, raportów, budżetów, bilansów, konsolidacji, audytów, dyrektyw…

 

Zaglądam do pisanych przed SAGĄ tekstów.

Ale się tutaj cudzysłowów namnożyło! I nawiasów też. Tutaj z kolei „widziałam” i „widziałam” się koło siebie ustawiło, jakby nie istniało „spojrzenie”, „zobaczenie”, ujrzenie”, „dostrzeżenie”. O… a tutaj nawet triada się przytrafiła!

 

Jeszcze tylko dwa spotkania…  

 

Nie wiem czy kiedyś oswoję te wszystkie modulanty i inne relewancje, ale na odwyk nie pójdę. Niech moje uzależnienie trawa jak najdłużej.

 

Kraków, grudzień 2015