Jak mysz z kotem

Są takie miasta na świecie, jak chociażby kolumbijskie Medellin, gdzie udało się pokonać kartele narkotykowe i które mogłam zwiedzać bez poczucia strachu i zagrożenia. Reportaż „Brazylijskie wojny futbolowe” i lektura „Miasta Boga” przybliżyły mi nie tylko nieudolność aparatu władzy w nadal dotkniętym przemocą i przestępczością Rio de Janeiro, ale również zakres pozorowanych działań tegoż aparatu.

Pójść na wojnę czy dać się skorumpować? A może wystarczy demonstracja mocy, wyreżyserowany nalot na dziuple gangów? Tak łatwo można przecież przeczesać bardzo ważny stragan z truskawkami, bananami i marakujami. Dużo łatwiej aniżeli zlikwidować melinę Małego, który wreszcie, po wyeliminowaniu ostatnich sześciu rywali, zdobył władzę w narkotykowym biznesie. Tym łatwiej, że kasa z dilowania, księgowana w świetle kamer telewizyjnych w zeszycie w Pokemony, w poważnym stopniu uzupełnia finansowaną z budżetu miasta pensję Naszego Głowy. Czy władze rzeczywiście chcą rozprawić się z tymi, których ścieżkę kariery wyznaczają słuchane od najmłodszych lat historie o napadach, kradzieżach i zabójstwach? Przecież nie tylko Tutuca już w wieku ośmiu lat wiedział, że będzie bandytą. Będzie bandytą, bo chce aby wszyscy się go bali. Bo bandyta zawsze chodzi z bronią a broń wzbudza strach. Nawet wtedy, gdy dynda przy niej maskotka.

Podobne gonitwom kota za myszą podchody policji i gangsterów mają tylko jeden cel – umocnić lud w przekonaniu, że w czasie igrzysk w fawelach będzie bezpiecznie.

Czy ja nadal chcę jechać do Rio?