Ratuje mnie tylko pożyczka

Za tydzień wypadały imieniny Teresy - siostry Franka Kwiatka, starszej od niego o pięć lat. Jak co roku, Franek wybierał się na rodzinną imprezę do Karpacza, gdzie mieszkała jego siostra. Prezentu imieninowego jeszcze nie zdążył kupić, ale właśnie jutro zamierzał wyjść do miasta, aby zajrzeć do kilku sklepów plastycznych. Chciał wybrać oryginalny upominek dla siostry, ponieważ miał w zwyczaju zaskakiwać ją pomysłowością.

Po głowie chodziła mu myśl, aby w tym roku obdarować ją farbami akwarelowymi, zestawem pędzli i blokiem do malowania.

Była godzina dziesiąta. Franek akurat zakończył mycie podłogi w pokoju, gdy zadzwonił domofon.

- Poczta do Pana – usłyszał głos listonosza w słuchawce domofonu.

- A któż to do mnie pisze? – zastanawiał się Franciszek.

- Proszę, list polecony do Pana. Tutaj proszę potwierdzić odbiór – powiedział listonosz i podsunął dużą kartkę do podpisu.

Franek Kwiatek złożył autograf na płachcie papieru i szybko wycofał się do mieszkania, aby otworzyć przesyłkę. Na kopercie widniała pieczęć zakładu wodociągowego.

Wyciągnięta kartka, okazała się fakturą. Spokojny na ogół facet zastygł na kilka chwil w osłupieniu. Wpatrywał się długo w papier i oczom nie dowierzał.

- Cóż to, cztery tysiące siedemset pięćdziesiąt trzy złotych do zapłaty w terminie dwóch tygodni?

- Oszaleli, żarty sobie ze mnie robią – krzyknął.

- Jasna cholera! Pięć tysięcy chcą złodzieje ode mnie!

Kwiatek wpadł w furię, biegał po pokoju szybkim krokiem. Nie zauważył pod nogami kosza z popiołem. Nie wiadomo kiedy, popiół wysypał się na podłogę, która jeszcze przed paroma minutami lśniła czystością.

- Ja chyba dziś zwariuję! Kopnął w zdenerwowaniu kosz, który następnie potrącił ustawiony w rogu pokoju fioletowy flakon z piechowickiej huty szkła.

Dzisiejszy pechowiec miał już na podłodze rozrzucony popiół z pieca i odłamki kolorowego szkła, a w rękach nieszczęsną kopertę. Już miał ją podrzeć na strzępy, gdy zauważył w niej jeszcze jedną kartkę. Było to pismo od administracji spółki wodnej.

Zdenerwowany Franciszek zaczął czytać, tym razem już powoli.

„W myśl artykułu 15 pkt. 2 regulaminu naszej spółki, osoby, które nie mają zamontowanych liczników wody zobowiązane są do zapłaty wody w ilości najwyższej, jaka przypada na lokal w danym budynku. Przepis ten znajduje zastosowanie do Pana, jako osoby, która do chwili obecnej nie zamontowała licznika wody w zajmowanym lokalu. W związku z tym za okres ostatnich dwudziestu miesięcy wyliczona kwota wynosi cztery tysiące siedemset pięćdziesiąt trzy złote. Wzywa się Pana do wpłaty powyższej kwoty na niżej podane konto naszej firmy w terminie czternastu dni od daty otrzymania tej informacji.”

Ten dzień był niesamowicie druzgocący i pełen nieszczęśliwych zdarzeń dla Franka. Nadto nie potrafił ogarnąć całej sytuacji, gdyż jej siła zaskoczenia w skali Richtera była porównywalna do dużych wstrząsów ziemi.

W portmonetce miał tylko czterysta złotych, a do najbliższej wypłaty było jeszcze szesnaście dni. Jego konto było również puste.

- Cóż ja pocznę? Ratuje mnie tylko pożyczka, ale banki udzielają ją na wysoki procent - biadolił nad swoim losem.

Świat bankruta, bo tak o sobie myślał, wywrócił się dzisiaj do góry nogami. Nagle zaświtała mu myśl:

- A może by tak pożyczyć pieniądze od Tereski. No tak, to ja miałem kupić jej prezent, a tymczasem to ona musi mnie teraz finansowo ratować.

Ucieszył się nieco, bo uznał pożyczkę od siostry za genialne rozwiązanie.

Późnym popołudniem zadzwonił telefon.

- Tu Teresa, dostałam dwa dni temu sanatorium, taki okazyjny przydział ze zwrotów pacjentów, którym pojawiła się przeszkoda w wyjeździe na leczenie. Skorzystałam z nadarzającej się okazji, muszę więc przełożyć imprezę imieninową. Jestem od wczoraj na trzytygodniowym turnusie w Kołobrzegu – donosił zadowolony głos kobiecy.

- Co ty mówisz Teresko, na trzytygodniowym turnusie w Kołobrzegu? Czy ja dobrze ciebie słyszę Teresko? Dlaczego, dlaczego tak długo? Czy nie wystarczy ci siedem lub najwyżej dziesięć dni. Wracaj szybko siostro – błagał brat. Nad morzem jeszcze się zaziębisz, a w ogóle zapowiadają silne sztormy – przekonywał zrozpaczony Franek.

Teresa była zdziwiona postawą swego krewniaka. Zupełnie nie rozumiała tonu jego głosu.

- Co on wygadywał, jak śmiał tak do mnie mówić – dywagowała później. A może przygotował na moje imieniny kosztowny prezent o krótkim terminie ważności i nie chce, aby mu się coś popsuło.

Franek był wściekły.

- Świat, materia i ludzie zmówili się przeciwko mnie. Nawet Tereska wyjechała na trzy tygodnie i nie obchodzi jej zupełnie to, że mam tylko czternaście dni na zapłacenie wysokiej kwoty należności za wodę.

Wieczorem, kiedy miał już zasnąć, przypomniało mu się rozbite szkło, rozrzucony po podłodze popiół, strzępy podartej koperty.

- Jak nigdy dotąd, dopadła mnie dzisiaj zwyżka entropii. Doświadczyłem wyraźnie gwałtownego jej wzrostu w moim życiu – rozważał w ciszy nocy.

O entropii – wielkości, którą fizycy stosują do opisu stanu nieuporządkowania materii świata, właśnie wczoraj opowiadała mu Grażynka, jedna z jego koleżanek.

- Ale skąd ona wiedziała, że moje życie wejdzie dzisiaj w stan chaosu – głowił się Franek i drapał po swej szpakowatej czuprynie.

Komentarze

Fajne, smieszne i współczujące facetowi. Co on z tym długiem zrobi?- takie pytanie zadałam sobie po lekturze. A może to satyra na Przedsiębiorstwo Wodociągowe z Brzeska?