Kłamstwo

Kłamstewka towarzyszą nam całe życie. „Oj, jak pięknie dziś wyglądasz!”. „O, jakiego masz przystojnego męża!”. „Tak, wczoraj na kawie byłam z koleżanką”. „Tak mnie dzisiaj boli głowa!”. „Święty Mikołaj wrzuca prezenty do kominka”.

Duże kłamstwa pomagają wygrać wybory, zdobyć fortunę. W latach wojny i prześladowań niejednemu uratowały życie. Niektórzy twierdzą, że mówienie prawdy ma tylko jedną zaletę: nie trzeba pamiętać co się powiedziało.

Do dzisiaj nie wiem, przed czym uratowało mnie moje kłamstwo. Filip miał zdany egzamin testowy na prawo jazdy, przed nim był praktyczny. Wsiadamy do malucha i mamy jechać do domu ulicami Prądnicką, Alejami i Zakopiańską do Borku. Wpadam na genialny pomysł i mówię: „Filip, wsiadaj za kierownicę, prosta droga. Poćwiczysz jazdę”.

Trochę się wzbraniał, ale go przekonałam stwierdzeniem: „Kto by tam sprawdzał kierowcę malucha”.

Pomykamy ulica Prądnicką, nagle na jezdnię wychodzi policjant z lizakiem i macha na nas. „Mamo, co robić?!” - denerwuje się syn. „Zatrzymaj się trochę dalej” – mówię i na trzy cztery w jednej chwili wyskakujemy z malucha.

Tak zrobiliśmy, ja biegnę w stronę policjanta grzebiąc w torebce. Policjant wygłasza znaną regułkę: „Dokumenty samochodu i prawo jazdy kierowcy”. Ja podaję swoje, a on zdziwiony: „To pani prowadziła?”. „Oczywiście” - odpowiadam. „Na pewno?” – dopytuje się. „Ależ tak!”. „Acha!” – mówi. Filip podchodzi. „A to syn?” - pyta policjant. „Tak”. „A gdzie studiujesz?” - zwraca się do Filipa. „Na AGH” – odpowiada lekko przybladły Filip. „No to napraw mamie lewe światło, bo się nie świeci i szerokiej drogi!” - kończy z nami rozmowę.