Filmowe przedpołudnie

„Ona” - prod. USA, 2013, reżyser Spike Jonze

Akcja dzieje się w 2025 roku. Elektronika i nowoczesne technologie są już wszędzie i wyręczają człowieka we wszystkim. Bohaterem filmu jest niespełniony pisarz, który zarabia na życie pisząc na zamówienie prywatne listy, gdzie osobisty styl zamawiającego niby-autora dobierany jest przez program komputerowy oczywiście. Bohater filmu o imieniu Teodor chodzi na okrągło ze słuchawką w uchu i rozmawia ze swoim komputerem wydając mu polecenia. W końcu zakochuje się w głosie systemu operacyjnego swojego komputera, który to głos jest damski, ciepły, bardzo seksowny, spełnia wszystkie życzenia swojego pana i doradza mu w trudnych sprawach. Teodor nawet uprawia seks rozmawiając z tym głosem, to jak gdyby seks przez telefon.

Oglądałam to dwa tygodnie temu i już prawie nie pamiętam co jeszcze działo się w tym filmie, bo prawie nic się nie działo. Akcja toczy się bardzo powoli, film od połowy jest beznadziejnie nudny. Bohater snuje się po domu, po korytarzach i po ulicach miasta mijając ludzi też ze słuchawkami w uszach. Te słuchawki to ich największy i najlepszy kontakt ze światem, którego prawie nie widzą.

Być może jest coś, co skłania do zastanowienia po tym filmie. Przypominają się zadawane już wielokrotnie pytania: dokąd zaprowadzi ludzkość ta rozwijająca się coraz szybciej technologia nowoczesnej komunikacji ? i na ile zbliży się do człowieka wytworzona przez niego sztuczna inteligencja ?
Właściwie jedyny wniosek jaki mi przychodzi do głowy na wspomnienie tego słabego filmu to ubolewanie nad żałosnym facetem, który nie radzi sobie w kontaktach z kobietami, rozstaje się z żoną, szuka nowej partnerki i nie stać go na nic więcej, tylko na próbę stworzenia relacji z imitacją kobiety mówiącą mu miłe rzeczy do ucha, a on niestety idzie na tę łatwiznę. Fatalny obraz przyszłości.