Mój Mistrz

W niczym nie przypominał naukowca, tym bardziej mistrza: plecaczek, porcięta, niebieskie oczęta i zaśpiew lwowski. Wywoływał w instytucie zdziwienie, nawet niedowierzanie: – A ten, co tu robi?

Nie widziano w nim autora nowatorskich wizji, jego pomysły kwitowano uśmieszkami. A on z uporem wdzierał się na ministerialne pokoje, kruszył biurokratyczne barykady, do końca wierny zasadzie: „gwardia umiera, ale się nie poddaje!”