O Białej Damie, kucharzu i nieślubnym dziecku w scenerii Willi Decjusza

Kaczka w aromacie

– Głowna nagroda gali kulinarnej Wine & Food Noble Night za „Kaczkę w aromacie czerwonego wina z puree dyniowo –pomarańczowym w otoczeniu figi i malin” wędruje do – prowadzący zawiesza głos – Restauracji w Willi Decjusza w Krakowie. Szef kuchni – Krzysztof Grzanka. Serdecznie gratulujemy, zapraszamy na scenę.

 

– Ewa, Ewunia, nie uwierzysz wygrałem w kategorii danie główne. Tak za kaczkę, będziesz musiała wreszcie spróbować, wiem że nie cierpisz kaczki, żarcik. Wiesz kto mi wręczał? Prokop, no Marcin Prokop, tak ten. Nooo, teraz będę musiał pogadać o podwyżce. Kończę, straszny harmider i nic nie słyszę, zobaczymy się wieczorem, pa słonko, ucałuj Zuzię.

 

– Krzychu, zupa szpinak z Williamsem, kozi ser z bobem raz, danie dnia, dwa razy lody w otoczeniu. Aha Pani się pyta czy gruszka aby nie z puszki.

– Powiedz Pani, że z placu gruszka od baby. Halinka, szykuj karmel i gorgonzolę, lody będą na deser. Mateusz, weź się rusz, płucz bób i gruszki obieraj. Kto znowu przypalił patelnię i wrzucił do szafki?

– Krzysiek, Krzysiek jakaś laska do ciebie.

– Szefie nie mam czasu, gości mamy i katering na Wawel szykuję.

– Mówi, że musi się z Tobą zobaczyć i nie wyjdzie. Dziwna jakaś ale niezła. Pogadaj z nią szybko i się odczepi.

– Dobra, Halina robisz sama lody, ja tylko dekor, Mateusz mieszaj tą zupę, spróbuj a Marek niech przystawki wydaje. Jestem za 5 minut.

 

– Krzysiu – cmok w policzek znienacka – gratuluję Ci serdecznie wygranej, wiem jak się napracowałeś.

Usztywnione, – dzień dobry, przepraszam ale chyba się nie znamy.

– Nie żartuj ze swojej kaczuszki. Widziałam ile godzin ćwiczyłeś, sam, w nocy. Te wszystkie kaczki, pamiętam zapach każdej, ta przypalona, ta ze skwaśniałą dynią, no i wreszcie ta trafiona w punkt, rozkoszna nuta pomarańczy i wina. Podziwiam Cię, na następny konkurs gdybyś chciał to mogłabym ci podsunąć przepis na ogony bobrowe a la Łaski. Chętnie cię nauczę, mam mnóstwo czasu nocami. A teraz jeszcze w ogóle nie mogę spać przez te mdłości.

Zaczyna kaszleć nerwowo. – Przepraszam Panią ale to z pewnością pomyłka i nie interesują mnie pani przypadłości. Muszę wracać do pracy – próbuje wstać.

– Krzysiu – przytrzymuje lodowatą dłonią jego rękę, – Krzysiu, będziemy mieli dziecko.

– Ale ja mam już dziecko proszę Pani, z moją żoną.

– To nieważne, my jesteśmy sobie przeznaczeni, a nasze nieślubne kaczątko nas połączyło już na zawsze. Na wieki.

Wzdryga się. Nie znam tej kobiety, nie chodzę na imprezy, nie piję, nie biorę. Uwielbiam moją Ewę i małą Zuzię, nigdy bym im tego nie zrobił. Chociaż ta twarz nie jest taka zupełnie obca. Nie to chyba sen, koszmar jakiś. Jest piękna, uroda miss Islandii, jasne prawie białe włosy, delikatna jasna skóra, niemal przezroczysta, marzenie wielu facetów, głos anielski, hipnotyzujący. Jeszcze ta biała sukienka, dziwnie to wygląda zwłaszcza, że jest listopad.

Nagle na tej pięknej twarzy przemyka obraz pustych oczodołów. Wyszczerzone zęby w odsłoniętej szczęce pozbawionej ust powtarzają – Krzysiu, Krzysiu, to już na zawsze. – Gula w gardle, szum w uszach. Podnosi się, nachyla. Duszno, brak oddechu, dreszcze i niemożliwość poruszenia się.

– Krzysiek, Krzysiek, uderzenie w twarz. Krzysiek, co ci jest. Co ta baba Ci zrobiła.

– Proszę pana, proszę pana może trzeba wezwać karetkę. Siedział przy stoliku i gadał do siebie, dziwnie się zachowywał.

– Setkę niech lepiej strzeli. Panie kelnerze, Pan poda wódkę, na nasz koszt.

 

Bierze się garść, wraca do kuchni. Przypomniał sobie te kroki i nieustanne trzaskanie drzwiami wieczorami, i ten dreszcz chłodu, gdy szedł sprawdzić co jest. Był pewny, że to portier łazi i węszy. Ale tak to wtedy, gdy wreszcie udała mu się kaczka wydawało mu się, że zobaczył piękną jasną twarz w załamaniu muru. Bierze do ręki niebieski folder Willi Decjusza, nigdy wcześniej nie czytał tej historii. Decjusz, nic o żonie, tylko, że miał córki. Kto to może być? Marcelina Czartoryska, nie niepodobna, Kuczkowska Henrietta, Sanguszka jakaś, Lubomirska… E, żadna nie pasuje, to pewnie jakaś gruźliczka. Jezu, pamiętam co raz mówił szef, jak na górze był szpital to w piwnicach czyli tutaj była kostnica.

 

3 tygodnie później.

Biała Dama przychodzi na każdą wieczorną zmianę Krzyśka, opowiada o wiecznej miłości, przeznaczeniu, wspólnej pasji do gotowania i o dziecku. Krzysiek wygląda jak cień samego siebie, w domu jest jakiś nieobecny, tylko ciągle przytula Ewę i córeczkę.

Nie zażądał podwyżki, zwolnił się z Willi, schronił się w Restauracji Kossak w Jubilacie. Niestety od razu dostaje nocne zmiany, ale budynek z lat 60–tych, może się odczepi cholera jedna. Chociaż ostatnio doszły go słuchy o dawnej szatniarce, zmarłej kilkanaście lat temu, podobno nieźle tu rządziła za komuny, nawet dyrektor jej nie podskoczył, a i teraz jak ktoś jej się nie spodoba, też potrafi dać się we znaki.