Kościół Mariacki – 3 punkty widzenia

- z perspektywy turysty

 

        Jestem w Krakowie, spędzę w nim parę dni, zanim powrócę do Tokio. Za każdym razem lubię poobserwować, co dzieje się przed jednym z wejść do Bazyliki; tym razem stanę przed frontowym, zachodnim, mając na uwadze sentencję, zamieszczoną na płycie zegara słonecznego od strony południowej: „Bośmy goście przed Tobą i przychodniowie, jako i wszyscy ojcowie nasi. Dni nasze jako cień na ziemi, a nie masz żadnego przedłużenia”.

        Lubię snuć fabułę o tym, co widzę… No i znowu ten sam mężczyzna, siedzący na wózku inwalidzkim. Wygląda całkiem nieźle, jego twarz zupełnie zwyczajna, nie malują się na niej jakieś szczególne przejścia. O!- wyciąga rękę po jałmużnę i robi to właściwie bez pokory, raczej od niechcenia. Co najmniej dziwaczne zachowanie człowieka bądź co bądź, decydującego się na szczególne publiczne wystawienie.

     May I take a photo of you sir?

 

- spojrzenie kwiaciarki

 

        Kolejny dzień pracy, kwiaty porozkładane. Sprzedałam parę róż młodej kobiecie, która zastrzegła, że muszą być świeże, gdyż otrzyma je promotor po obronie pracy magisterskiej dziewczyny. No, teraz mała przerwa na moje ulubione zajęcie, czyli skoncentrowanie uwagi na Zenku – już zdążył rozsiąść się w swoim wehikule. Ma swoje stałe miejsce przed Kościołem Mariackim; nie zrezygnuje z niego za żadne skarby świata. Jak się ten gość nie boi Boga! Już wyciąga tę swoja pazerną łapę po forsę. I od razu przywołuje tę swoją obłudną minę. Gdybym go nie znała, to może dałabym się nabrać, że biedak jest w potrzebie. No nie, kolejna naiwna wrzuca mu moniaki. Człowiekiem aż trzepie, że taki sobie tylko usiądzie przed kościołem i już ma zarobek.

 

- zdanie kelnerki

 

        Za pięć minut otworzą kawiarnię, to mój siódmy dzień pracy. Nie wiem, jak przetrzymam kolejne godziny na nogach, a czas płynie do południa powoli. Lubię oprzeć się w wolnych chwilach plecami o mur i śledzić wzrokiem, co też nowego dzieje się przed wejściem do Mariackiego.

        Widzę tego samego żebraka, siada zawsze po prawej stronie bramy kościoła. Teraz wyraźnie odpoczywa, wystawił twarz w stronę słońca. Jakaś starsza pani zatrzymuje się przed nim, sięga do portmonetki i wrzuca drobne do pospiesznie wyciągniętej dłoni mężczyzny. Przypominają mi się słowa pewnego kapłana, ze każdy szlachetny człowiek winien mieć drobne w kieszeni, aby wesprzeć potrzebującego.