Dom

Jadwiga Jamińska

            Dom jako budynek:

jednorodzinny,dwurodzinny,wielorodzinny,kamienica,blok,wysokościowiec,dom wiejski, chałupa, lepianka

 

            Dom o specjalnym przeznaczeniu:

letniskowy, wczasowy, sanatorium, dom pracy twórczej, dom sierot, dom pomocy społecznej, internat, dom studencki

 

            Dom rodzinny:

- nasze miejsce na ziemi, wspólne bytowanie, dzielenie się przestrzenią

- kuchnia – ognisko domowe

- „nasz dom” – nie chodzi o oddzielny budynek, to jest też mieszkanie w kamienicy lub w bloku

W domu każdy członek rodziny ma swoje miejsce ale każdy korzysta też z całej przestrzeni, czuje się „u siebie”, na równych prawach z innymi, może gościć swoich kolegów, znajomych.

 

            Dom z dzieciństwa, ten, w którym się rośnie i dojrzewa.

 

            Dom stwarzany, urządzany i prowadzony dla naszych dzieci.

 

Krystyna Chmielińska

Nigdy nie kojarzył mi się z budynkiem. Dla mnie ma jedno znaczenie dom=rodzina. Pierwszy dom, to dom rodzinny – Mama, Tata, brat i ja, niestety tylko tyle, bo dziadkowie wcześnie zmarli i w pamięci pozostała tylko pozwalająca mi na wszelkie dziecinne brewerie moja babcia (matka mojego taty, która zmarła jak miałam 5 lat). Ten mój dom rodzinny był biedny, ale był mój, tutaj miałam swój kąt, tutaj zawsze było z kim się bawić i porozmawiać, tutaj była Mama – zawsze gotowa nieść pomoc, przytulić, a i czasem zbesztać. Tata pracował, utrzymywał ten dom i jak wracał po pracy, to wiedzieliśmy że trzeba być cicho bo Tata odpoczywa. Tam dorastałam, uczyłam się, obchodziłam swoje 18-te urodziny już jako studentka. Stamtąd wyszłam ukształtowana jako człowiek, mająca określone zasady i normy postępowania. Właśnie tam nauczono mnie, że człowiek musi być odpowiedzialny nie tylko za siebie i swoje czyny, ale często i za innych. Nieraz później żałowałam, że wpojono mi takie zasady, bo brałam na siebie zbyt dużo tej odpowiedzialności, co często utrudniało życie i jak później powiedział mi mój dorastający syn; „mamo, daj sobie luz, bo nie zbawisz całego świata”. Potem tworzyliśmy z mężem mozolnie nowy dom - dom naszej młodej rodziny. Początkowo był to dom prozy życia, mozolnego zabezpieczania materialnego i budowy podstaw wspólnego bytu, budowaliśmy powoli relacje, które tworzą rodzinę i tworzą dom. Wychowując syna przekazywaliśmy mu te wartości, które sami otrzymaliśmy w dzieciństwie i co się okazało, że nasz syn gdy rozpoczął dorosłe życie i zaczął pracować powiedział: „źle mnie wychowaliście na dzisiejsze czasy, ja umiem być tylko pracowity, uczciwy i odpowiedzialny, ale nie umiem iść do celu po trupach, rozpychać się łokciami więc po co mi takie zasady”. W duchu mam nadzieję, że te zasady pozwolą mu przez całe życie patrzeć na siebie i swoje życie bez obrzydzenia i wyrzutów sumienia… a może jednak nie?

Bożena Bertman

Tak krótkie słowo, a tyle skojarzeń, znaczeń. Było ich kilka, ale najcieplej wspominam dom dziadków. Nie duży nie mały, z niezwykła werandą i cudownym ogrodem. Były w nim dywany kwiatów, gdzie dumne piwonie zasłaniały pachnącą maciejkę i spoglądały na kontrastowo zestawione bzy. Dużo krzewów i drzew owocowych. To wszystko było moje - agrest, porzeczki, wiśnie, jabłka, gruszki. Wspinałam się na drzewa, do czasu, gdy spadłam z gruszy i tak mocno się potłukłam, że wylądowałam na pogotowiu. Potem już był zakaz wspinania, ale nie pochłaniania tego, co oferował sad. Do dzisiaj owoce to to co namiętnie pałaszuję.

Dlaczego ten dom jest dla mnie taki ważny i kochany? Znalazłam się w nim jako pięciolatka, po śmierci ojca. Moja piękna, ciepła, wspaniała mama utraciła uśmiech, stała się smutna, czarna. Odejście najdroższej osoby dało rozpacz i przerodziło się w głęboką depresję. Mamusia na długie miesiące znalazła się w szpitalu. A ja ze starszą siostrą zamieszkałam u dziadków. Im, zawdzięczam to, że nie odczułam tragedii rodzinnej. W tym domu wszechobecna była muzyka. Dziadek grał na kilku instrumentach, komponował, dyrygował chórem i orkiestrą, wystawiał opery i sztuki teatralne, w których występował. Pamiętam go jako Pana Jowialskiego. Muzyka była dla mnie uniwersalnym lekarstwem na smutki, lęki, niepewność. Aktywizowała, rozmarzała, zachęcała do śpiewu, do tańca. Te często towarzyszyły organizowanym przyjęciom , pełnym babcinych pyszności - do dziś wspominają je moje "kobiece kształty". Jeden z pokoi to regały i szafy pełne książek - to one sprawiły, że pokochałam literaturę na tyle, aby wybrać ją na przedmiot późniejszych studiów.

Pamiętam wszechobecny humor dziadzia, jego anegdoty, wice, jak grał trzymając skrzypce na plecach, wygrywał samymi dłońmi czy palcami skoczne melodyjki.

To wręcz niewiarygodne, że w moim życiu wesołości i radości było tak dużo mimo takiego dramatu. Ten dom przykrył go pogodnym nastrojem, aktywnym życiem, muzyką, sztuką. I wyposażył mnie w optymizm, otwarcie na ludzi, kulturę i tęsknotę za muzyką.

Dodaj komentarz

Plain text

  • Znaczniki HTML niedozwolone.
  • Adresy internetowe są automatycznie zamieniane w odnośniki, które można kliknąć.
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.
7 + 3 =
W celu utrudnienia rozsyłania spamu przez automaty, proszę rozwiązać proste zadanie matematyczne. Dla przykładu: 2+1 daje 3.