Żyć trzeba

Jadwiga Zgorzelska - I nagroda w konkursie Saga - bohaterowie codzienności

Jadwiga Zgorzelska

 

I nagroda w konkursie Saga - bohaterowie codzienności

Z komunikatu Jury: Za autentyczny, złożony, wieloznaczny i  fascynujący portret starszego człowieka a także za umiejętnie poprowadzone przenikanie się płaszczyzn przeszłości i teraźniejszości.

 

 

- Jest pan w szpitalu, miał pan zawał serca, ale opanowaliśmy sytuację i wraca pan do zdrowia. Jest pan pod dobrą opieką.

Nie bardzo rozumie. Pamięta, że wyszedł po bułki i mleko, miał też zamiar wstąpić do warzywniaka, może kupiłby 150 gramów truskawek. Potem już tylko czarna dziura, nie wie, co się działo. Czuje się  onieśmielony otaczającą go aparaturą i chłodną uprzejmością lekarza i pielęgniarki . Nigdy wcześniej nie był w szpitalu, jak się tu znalazł? Gdzie są klucze do mieszkania i portfel? Próbuje się podnieść, rozejrzeć po tym dziwnym pomieszczeniu, pielęgniarka stanowczym gestem go powstrzymuje.

- Miał pan szczęście, sąsiadka znalazła pana w windzie i wezwała pogotowie.

Jaka sąsiadka? Nic nie pamięta. Zazwyczaj rano wychodzi po drobne zakupy, oczywiście dokładnie zaplanowane, wiadomo, po uregulowaniu wszystkich opłat pieniędzy zostaje niewiele. Musi nieźle kombinować, żeby przeżyć  do następnego dziesiątego. Na szczęście emerytura przychodzi już dziewiątego, wtedy siada nad kartką papieru i planuje wydatki na cały miesiąc.  Na codzienną gazetę już nie może sobie pozwolić, nie szkodzi, ma radio i telewizor. Czasem obejrzy rozgrywki sportowe albo jakiś film. Ostatnio zafascynował go „Dzień świra”. Już to kiedyś oglądał, ale teraz bohater wydawał mu się szczególnie bliski, chociaż młodszy i w pełni aktywności zawodowej. Poczuł jakieś niepokojące powinowactwo dusz.  Zapisał się do biblioteki. Można nadrobić zaległości w lekturze a i czasem jakieś nowości pani bibliotekarka podsunie.

 Obiady w stołówce pobliskiej szkoły na szczęście nie są drogie. Konsumuje na miejscu drugie danie, a zupę zabiera do słoika i odgrzewa na kolację. W sobotę i niedzielę coś tam sobie upichci. Najbardziej nie lubi wakacji, bo wtedy stołówka nieczynna.

- Czy życzy pan sobie, aby kogoś zawiadomić, że pan jest w naszym szpitalu?

- Nie, nie trzeba.

Kogo mogliby zawiadomić? Córka mieszka w Irlandii. Kilka miesięcy po studiach wyjechała ze swoim chłopakiem. Szkoda, że nigdy nie pojechał zobaczyć, jak się urządzili, wielokrotnie zapraszali. Zięć znalazł pracę w swoim zawodzie, córka na razie zajmuje się wnuczką. W przyszłym roku, kiedy mała pójdzie  do przedszkola, wróci do pracy. Kiedy 5 lat temu podjęli decyzję o emigracji, miał nadzieję, że niebawem wrócą, przecież ciężko żyć w obcym kraju, z dala od rodziny. Jednak okazało się, że tam znaleźli swoje miejsce na ziemi. Na początku często dzwonili, ostatnio już tylko z okazji świąt i  urodzin. Najbardziej żałuje, ze nie może uczestniczyć w dorastaniu wnuczki, widział ją tylko raz. Kiedy wyjeżdżali nic nie zapowiadało katastrofy, jaka wkrótce miała nastąpić w jego życiu. Wiedli z Kryśką spokojne życie. Oboje pracowali, wprawdzie na urzędniczych stanowiskach pensje były mizerne, ale dawali radę. Zdrowie dopisywało, nie mieli wielkich oczekiwań. Urlop spędzali zazwyczaj nad polskim morzem, Kryśka uwielbiała  te wyjazdy.

Cztery lata temu postanowili trochę zaszaleć, za namową Jurka wykupili wycieczkę do Egiptu. Pojechali w trójkę. Bawili się świetnie no i zobaczyli kawał egzotycznego świata. To chyba wtedy się zaczęło. Niczego nie podejrzewał, do Kryśki miał bezgraniczne zaufanie, do Jurka zresztą też. Przeżyli z Kryśką 34 lata. Różnie bywało, jak to w małżeństwie, ale ostatnio układało im się dobrze. Pobrali się pod koniec  studiów, zamieszkali kątem u jej rodziców, ale już po czterech latach dostali przydział mieszkania w bloku na nowym osiedlu. Dorabiali się powoli,  byli szczęśliwi.

Jurka poznał jeszcze w liceum. Potem ich drogi na parę lat się rozeszły, Jurek poszedł na politechnikę. Spotkali się ponownie przypadkiem na ulicy. Kryśka była wtedy w ciąży, wkrótce potem poprosili, żeby został  ojcem chrzestnym ich córki.  Sześć lat temu Jurek przeżył osobistą tragedię. Razem z Haliną dzielnie walczyli przez ponad dwa lata, ale przegrali walkę z rakiem piersi. Od tamtej pory był dla nich jak brat.

Jurek miał łatwość nawiązywania kontaktów z kobietami, był przystojny, pewny siebie. Wydawało się, że zwiąże się z  młodszą, atrakcyjną dziewczyną. Tymczasem trzy miesiące po powrocie z Egiptu Kryśka się do niego wyprowadziła.

 Został sam w mieszkaniu, które razem  mozolnie urządzali przez całe wspólne życie. Kryśka miała dobry gust, więc  to ona decydowała o detalach. Pół roku później odesłano go na emeryturę. Tak, odesłano, bo miał już wystarczający staż  i reorganizacja kadrowa w urzędzie wydała wyrok na niego i jeszcze kilka osób. Nie mógł uwierzyć, że po tylu latach uczciwej pracy po prostu chcą się go pozbyć nie pytając nawet o zdanie.  Z czasem,  może pod wpływem kolegów, których  spotkał podobny los, zaczął myśleć, że może to dobrze, spróbuje jakoś uporządkować  swoje życie po tych kataklizmach. Porządnie się wyśpi, zajmie się zaniedbaną kolekcją znaczków, może znajdzie jeszcze czas na inne hobby. Przecież nieraz miał dość tej roboty i marzył o emeryturze.

Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Odprawa emerytalna wystarczyła na łatanie dziur w budżecie zaledwie przez kilka miesięcy. Potem musiał zacząć radzić sobie z kwotą, którą ZUS regularnie, co miesiąc wpłaca na konto. Pomyślał wtedy, że każdy potencjalny emeryt powinien przejść obowiązkowy kurs na temat: „Jak z urzędniczej emerytury utrzymać jednoosobowe gospodarstwo domowe?”. Tylko kto mógłby się podjąć  przeprowadzenia takiego szkolenia? Nie potrafił przestać tęsknić za Kryśką. Złość dawno minęła, gdyby zechciała wrócić, chyba nie miałby z tym problemu. Niewiele o niej wiedział, prawdopodobnie wiodło im się nieźle, firma Jurka oparła się kryzysowi, zatrudnił nawet nowych pracowników. Sprzedali mieszkanie w bloku i zamieszkali w willi na peryferiach miasta.  Już dawno przestał zastanawiać się dlaczego odeszła. Łudził się jednak, że  może chociaż trochę żałuje.

Musi koniecznie dowiedzieć się, która sąsiadka wezwała pogotowie. Prawdopodobnie zawdzięcza jej życie. Jej i Opatrzności Bożej, Aniołowi Stróżowi, czy jak ich tam zwał. Po odejściu Kryśki przestał chodzić do kościoła, sam nie wie dlaczego, chyba miał poczucie, że wraz z Kryśką opuścił go Bóg. Może jednak teraz przypomniał sobie o nim. Przecież zasłabnięcie w mieszkaniu skończyłoby się tragicznie. Jak to tragicznie? Usiłuje wyobrazić sobie swój pogrzeb. Nie, to jeszcze nie pora, odpędza idiotyczne myśli.

Za kilka dni wróci do domu z listą zaleceń. Właściwie niczego w swoim trybie życia nie musi zmieniać. Palenie rzucił już dwa i pół roku temu. Nie było łatwo, ale ten wydatek w domowym budżecie był nie do udźwignięcia. Na szczęście udało się. Alkoholu nie nadużywa, chociaż po odejściu Kryśki zdarzyło mu się parę razy popłynąć. Nie pomogło, to tylko chwilowe znieczulenie. Doktor wspominał o spacerach i łagodnej gimnastyce. Przecież odkąd pozbył się swojego wysłużonego Fiata UNO, bo naprawy, przeglądy no i benzyna okazały się zbyt kosztowne, przemierza na piechotę całkiem spore odległości.  Oczywiście regularne zażywanie leków jest bardzo ważne, musi się zdyscyplinować. Ostatnio parę razy nie zrealizował recepty. Ciśnienie miał w normie, więc pomyślał, że sobie odpuści, to przecież kilkadziesiąt złotych miesięcznie.

Może jakąś dorywczą pracę znajdzie? Wielokrotnie to wcześniej rozważał. Mógłby zataić swoje kwalifikacje, ale i tak nikt go nie przyjmie. Nigdy nie pracował fizycznie, jest za stary no i teraz po zawale. Własną działalność założyć? Po trzydziestu paru latach pracy w urzędniczej machinie mózg nie jest w stanie obudzić w sobie iskry przedsiębiorczości.

Wróci więc do swojego dotychczasowego życia. Innej alternatywy nie ma. Pomysły na ewentualne zmiany musi mierzyć możliwościami finansowymi. W przyszłym miesiącu spłaci ostatnią ratę za wymianę okna w sypialni, więc na leki powinno wystarczyć. Strasznie wiało przez to stare okno, teraz ma szansę zaoszczędzić na opłatach za centralne ogrzewanie, więc chyba inwestycja za parę lat się zwróci. Ma pełną szafę ubrań na wszystkie okazje i pory roku. Gdyby czegoś jednak potrzebował, niedaleko domu na osiedlu jest ciucholand.  Na wyjazdach mu nie zależy, w końcu w mieście też można wypoczywać. Nigdzie nie był od czasu tej feralnej wycieczki do Egiptu i nie uważa, aby wakacje na emeryturze były konieczne. Może kiedyś wybierze się z wizytą do dzieci do Irlandii, ale najpierw spróbuje zaoszczędzić przynajmniej na bilet. Podobno poza sezonem urlopowym można znaleźć w Internecie niezłe okazje.

Pretensje do  losu topnieją jak marcowy śnieg. Będzie przecież mógł normalnie żyć. Przebyty zawał nie ograniczy jego sprawności. Miał szczęście,  pomoc nadeszła w porę. Oszczędzanie przetrenował już dokładnie, chyba da radę. Byle tylko zdrowie dopisało. Jeśli wierzyć statystykom, ma przed sobą ponad 20 lat życia na emeryturze. Niektórzy twierdzą, że ten etap może być bardzo przyjemny, nawet owocny. Weźmie psa ze schroniska, to go zmobilizuje do regularnych spacerów no i wreszcie nie będzie sam. 

Pokora i afirmacja życia, jakie nim zawładnęły wywołują dziwne, dawno zapomniane uczucie spokoju i zadowolenia. Przypomina sobie znalezioną na ławce w parku „Politykę”, którą łapczywie przeczytał od deski do deski. Była tam między innymi rozmowa z Jerzym Pilchem. Pamięta dokładnie ostatnie, podsumowujące zdanie pisarza: „Trzeba żyć, trudno, Cracovia znowu nie wejdzie do Ekstraklasy, ale, kurwa, żyć trzeba”.

Komentarze

Jestem pod wrażeniem, świetny tekst. Gratulacje dla autorki