Filmowe przedpołudnie
Myślę, że film zawdzięcza swój sukces przede wszystkim obsadzeniu go w roli walentynkowego prezentu. A także uwodzicielskiemu głosowi kochanki idealnej acz bezcielesnej pełnemu empatii i zrozumienia, Scarlett Johanson. Nie zgodziłabym się z opinią krytyków, że to historia s.f. o samotności i uzależnieniu społeczeństwa od technologii komputerowej.
Toż to najstarsza opowieść na świecie, męskie marzenie, Adam i Ewa, Pigmalion i Eliza, odziane w nowe szaty. „Druga połówka” powolna i uprzedzająca fantazje stęsknionego miłości kochanka , to marionetka skonstruowana przez innego mężczyznę, będąca tylko głosem, który można w każdej chwili wyłączyć. Ale też postacie poruszające się po ekranie są najdalsze od miłości cielesnej i seksu. Snują się powolnym krokiem, korytarzami i schodami metra niczym zjawy po polach elizejskich, odziani w bezkształtne i wyblakłe ubiory. Wyciszeni, pozbawieni emocji przemierzają ulice z panoramą Nowego Jorku w tle. Miłość to słowa, to zbiór komunałów, mówionych szeptem przez seksowny głos maszyny lub listy pisane dla zakochanych przez etatowych skrybów. To dziwna bajka, film nijaki, wyblakły, wyciszony. Tak jakby kręcono go pod wodą, a jego przesłanie stare jak świat. Ale najzabawniejsze jest to, że wywołał we mnie tyle sprzeciwu. Ciekawa jestem dlaczego?